„Amazing Spider-Man: Sins Rising Prelude #1” (2020) – Recenzja
Amazing Spider-Man: Sins Rising Prelude #1 (2020)
Zjedz jeszcze trochę grzechów
Odkąd pokład statku zwanego Amazing Spider-Man opuścił J. Michael Straczynski, seria ta straciła swój wysoki poziom. Dan Slott, który przejął pisanie przygód Pająka był niezłym, ale tylko niezłym scenarzystą, który jedynie sporadycznie potrafił wykrzesać z siebie coś więcej. Jeszcze słabiej jednak wypada run pisany przez Nicka Spencera, który miał być powrotem do korzeni, a okazał się wielokrotnie odświeżanym kotletem. I takim kotletem jest ten zeszyt, w którym jedynie zagorzali miłośnicy Spidera znajdą coś dla siebie.
Who is the Sin-Eater, and why is it so terrifying that he’s back? Nick Spencer pulls back the curtain on one of the most dangerous Spidey villains in history. We will not only reveal more of Sin-Eater’s secret history but put him on a collision course with Spider-Man that will have you quaking in your seat.
Jak długo można kopiować wątki, z których przed laty słynęła jakaś seria? A można w nieskończoność, jak widać po Amazing Spider-Manie, ale pytanie brzmi: po co? Wiadomo, że dla pieniędzy, tego nikomu mówić nie trzeba, ale ile można? Cały run Slotta był jedną wielką kopią pomysłów poprzedników (pisałem o tym przy okazji recenzji pierwszego zeszytu Empyre, więc nie będę już powtarzał), ale Spencer nie jest lepszy. Kiedy przejął pisanie serii, miał za zadanie powrócić do korzeni. Niestety nie mając większego pomysłu zaczął kopiować to, co już było. Wróciła MJ, wrócili starzy wrogowie, ukazani tym razem w naiwny sposób, portem mieliśmy marną kolejną kopię Ostatnich łowów Kravena, jeszcze jedną wariację na temat Maximum Carnage, zaraz po niej nieudany powrót do totemów i Spiderów z różnych rzeczywistości, a potem kolejny raz przeciętną opowieść o Pająku z 2099 roku. Teraz zaś Spencer wraca do tematu Zjadacza Grzechów i…
… jest nijako. Kiedyś wątek z nim był pełen emocji, mroku i niepokoju. Do dziś stanowi jedną z najsłynniejszych fabuł ze Spider-Manem. Ale Spencer zamiast skupić się na klimacie i zagrożeniu, serwuje nam opowieść o nieznanych momentach życia tej postaci. Gdyby pokusił się przy tym o dobrą psychologię, byłoby ciekawie, ale zamiast tego serwuje nam sztampę. Schemat goni schemat, akcja za grosz nie zaskakuje, a dialogi są jakieś drętwe i pozbawione humoru. Do tego dochodzi przeciętna szata graficzna i… Nic poza tym. Zeszyt Amazing Spider-Man: Sins Rising Prelude miał być wstępem do sporego wydarzenia, a okazał się zniechęcającą opowiastką, która sprawia, że zamiast po ciąg dalszy wolę wrócić do klasyki, a nie taki był chyba plan.
Autor: WKP
Stare tematy nie są złe. Tylko trzeba je dobrze opowiedzieć. Ci co czytają komiksy na pewno mnie zrozumieją.
w końcu powrócił oryginalny pożeracz grzechów a nie żaden z jego naśladowców.
Spaidy miej się na baczności łatwo tobie nie będzie.