„Black Widow & Hawkeye” #1 (2024) – Recenzja
Black Widow & Hawkeye #1 (2024)
Black is back!
Black Widow & Hawkeye #1 (2024) to taki komiks, na temat którego właściwie nie do końca wiem co powiedzieć. Nie zagrało mi w tym komiksie właściwie nic – pomysł kiepski, wykonanie jeszcze słabsze. Rysunki się bronią, ale to zdecydowanie za mało, by było dobrze albo chociaż przyjemnie. Przeczytać się da, nie powiem, pozostaje pytanie po co, bo nic z tego dobrego nie wynika.
THE EYES OF A HAWK AND THE VENOM OF A WIDOW! Even when Black Widow and Hawkeye had no one to trust, they still had each other – even though their paths sometimes diverged. So when Clint Barton is accused of a rogue assassination attempt that puts the U.S. and Madripoor at odds, a symbiote-equipped Natasha Romanoff thinks nothing of coming to his aid. But as echoes of their past ripple into the present, it will take all their faith in each other – and the lessons learned along the way – to protect their futures. Join fan-favorite creators Stephanie Phillips (ROGUE & GAMBIT, CAPWOLF & THE HOWLING COMMANDOS) and Paolo Villanelli (CAPTAIN MARVEL: DARK TEMPEST, STAR WARS: BOUNTY HUNTERS) as they celebrate sixty years of Black Widow and Hawkeye with this new chapter IN the pair’s storied legacy!
Właściwie trzeba by powiedzieć, że to sztuka zrobić komiks tak mocno związany fabularnie z różnymi rzeczami, tak posplatany z tym, co znamy – o ile to znamy – a jednocześnie tak pozbawiony treści. Kiedy się to czyta, odnosi się wrażenie, że scenarzystka tak dużo poświęciła czasu na mielizny kontinuum, że już na samą opowieść nie starczyło jej ani miejsca, ani czasu. Więc wszystko inne pozostaje potraktowane tak po macoszemu, że zero tu ciekawych elementów, zero napięcia czy klimatu, za to wieje nudą, bo opowieść serwuje nam sporo dialogów, które jakimś cudem nie opowiadają właściwie niczego – są chyba tylko po to, by na stronach nie było tak pusto. A jakby tego było mało relacje bohaterów, które powinny być sednem całości, niemal nie istnieją.
Za to wizualnie fajnie to wypada, ale co z tego, jak ilustrować muszą chaos różnych wydarzeń, linii czasowych i tym podobne „atrakcje”. Efekt finalny jest taki, że może i fajnie się to ogląda, ale pod warunkiem, że nie czyta się tego badziewia, do którego wrzucono, co się dało, ale nie było pomysłu co z tym zrobić. Szkoda.
Autor: WKP