„Fantastic Four: Grimm Noir #1” (2020) – Recenzja
Fantastic Four: Grimm Noir #1 (2020)
Grimm City
Gerry Duggan zrobił dobry poważny komiks. Uwierzycie? Ten przeciętny scenarzysta, który w Deadpoolu może i potrafił rozśmieszyć, ale częściej żenował kiepskimi pomysłami i jeszcze gorszym poczuciem humoru, w Fantastic Four: Grimm Noir pokazuje, że potrafi coś z siebie wykrzesać. I chociaż nie jest to zbyt odkrywczy one-shot, zabawa z całością jest naprawdę przyzwoita, a momentami wręcz świetna.
Ben Grimm throws on his hat and overcoat to solve a mystery that’s come alive right out of his nightmares. What is Dr. Strange’s nemesis D’Spayre doing on Yancy Street?
Wyobraźcie sobie, że Sin City byłoby superbohaterskim komiksem akcji opartym na nadprzyrodzonym horrorze. Oczywiście odejmijcie od tego wszystkiego genialnie wykorzystane połączenie mangowej estetyki i klimatu kina ekspresjonistycznego i wielki talent Franka Millera, a zastąpcie go niezłym jedynie wyrobnikiem. Wtedy dostaniecie niniejszy komiks.
Magia, koszmary, mrok i Ben Grimm zaangażowany w śledztwo rodem z jakiegoś kryminału, który nagle przeradza się w horror. Brzmi ciekawie i tak jest. Nie jest to może oryginalne połączenie, ale swój urok ma. Fabuła jest przyzwoita, akcja, choć skondensowana, konkretna, a zeszyt potrafi wciągnąć. Ale to nie wszystko.
Do tego mamy bowiem znakomitą szatę graficzną. Mrok, zabawa światłocieniem, znakomicie zbudowany klimat… Ogląda się to z wielką przyjemnością i aż żal, że to tylko jeden zeszyt. Tak czy inaczej warto jednak po niego sięgnąć, bo przyjemnie odświeża skostniały schemat FF.
Autor: WKP
Nie rozumiem dlaczego Ben Grimm musiał tak długo czekać. Na ciekawe przygody z jego udziałem.