„Guardians of the Galaxy: The Prodigal Sun #1” (2019) – Recenzja
Guardians of the Galaxy: The Prodigal Sun #1 (2019)
Prodigal Homecoming
Crossoverowa mini-seria Prodigal Sun właśnie dobiegła końca (wraz z omawianym tu zeszytem Guardians of the Galaxy: The Prodigal Sun #1). Przyznam, że choć pierwsze dwie jej odsłony nieszczególnie mnie kupiły, to jednak na finał czekałem ze sporymi oczekiwaniami. Nie odnośnie fabuły, ale przecież to komiks Petera Davida, a ten nieraz pozytywnie mnie zaskakiwał, a że lubię też Strażników Galaktyki, miałem nadzieję jeśli nie na wielką zmianę, to chociaż jakiś finałowy twist. Niestety w moje ręce trafił kolejny przeciętny zeszyt, który niczym mnie nie zaskoczył ani szczególnie nie wciągnął, choć jednocześnie mnie nie znużył, a to plus.
Podróż Prodigala dobiega wreszcie końca. Tytułowy bohater wraca w końcu do domu, ale jak się pewnie domyślacie, nie jest tam wcale tak dobrze, jak by chciał. Jest wręcz gorzej, niż w chwili, kiedy stąd odleciał. Co gorsza, ponieważ jego ojciec nie żyje, Prodigal jest uznany za wyjętego z pod prawa i czeka go bratobójcza walka. Problem w tym, że jego brat ma nieoczekiwanych sojuszników, którzy zmienić mogą wszystko…
Chyba Peter David naoglądał się za dużo E.T., po czym postanowił pod wpływem tego stworzyć jakiś komiks dla Marvela – innej genezy tej historii sobie nie wyobrażam. Bo jak tu wyobrazić sobie wpadnięcie na pomysł, w którym kosmita rozbija się na Ziemi, po czym stara się wrócić do domu i trzeba mu w tym pomóc? Z tym, że film Spielberga, nawet jeśli mocno przereklamowany, stanowił dzieło warte poznania. Z Prodigal Sun już tak nie jest.
Skrótowo (i kolokwialnie) rzecz ujmując to po prostu krótka kosmiczna nawalnka. Nie musi mieć ona sensu, nie musi być odkrywcza. Ma jedynie wyglądać na widowiskową, zaserwować nam trochę pojedynków i nie znudzić. I dokładnie to robi, ale jednak w sposób wtórny. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby całość nie była sztampowa do bólu, ale właśnie taka jest. Czytać to wszystko się da, spora w tym zasługa całkiem niezłej szaty graficznej (co widzicie na załączonych przykładowych stronach), czytelnik nie chce rzucić komiksu gdzieś w kąt, żałując że zainwestował w niego trochę grosza, ale jednak bez większej przyjemności.
Dla kogo więc jest to rzecz? dla tych, którzy dopiero odkrywają uroki tak komiksów, jak i szeroko pojmowanej fantastyki. Oni też dostrzegą, że to tylko powtórka z rozrywki, ale jednocześnie nie będą aż tak zdumieni brakiem inwencji.
Autor: WKP