„Hawkeye: L.A. Woman” (tom 3) – Recenzja
Hawkeye: L.A. Woman
Wszystkie drogi prowadzą do Los Angeles!
W środę, 18 kwietnia do sprzedaży trafił trzeci tom serii Hawkeye o podtytule Lekkie Trafienia. Cykl ten w naszym kraju wydawany jest przez wydawnictwo Egmont. Jego cena okładkowa to 39,99 zł, a w skład komiksu wchodzi materiał obejmujący zeszyty Hawkeye #14, #16, #18, #20 oraz Hawkeye Annual #1, pierwotnie wydane w latach 2013/2014. Łącznie mamy tu 120 stron, które przedstawiają naprawdę ciekawą historię, jak i problematykę, ale o tym za moment. Sprawdźcie zatem, z czym można się tu dokładnie zetknąć i czy całość warta jest swojej ceny.
Nie chcę specjalnie spoilerować, dlatego (jak zwykle w moim przypadku) zamieszczę Wam skrótowy opis fabuły znajdujący się na tylnej okładce woluminu:
Kate Bishop wyrusza do Miasta Aniołów, aby uciec od Nowego Jorku i Clinta Bartona. Jednak nie jest tak łatwo uwolnić się od problemów. Kate podejmuje pracę detektywa i pomaga muzykowi odszukać jego zaginione arcydzieło, ale spragniona zemsty Madame Masque depcze jej po piętach. W tym cynicznym i pogrążonym w apatii mieście, które tłamsi wszelkie dobro, Hawkeye okaże się wkrótce jedyną bohaterką, której można zaufać…
Nie dajcie się jednak zwieść. Wiedzcie bowiem, że Hawkeye to nie tylko pseudonim Bartona, ale także jego protegowanej – Kate Bishop. W tym numerze Clinta jest tyle, co na lekarstwo. Historia (autorstwa Matta Fractiona) skupia się przede wszystkim na młodej łuczniczce i jej perypetiach. W dodatku stykamy się tu z kilkoma dość oklepanymi w popkulturze motywami (droga, zmiana stylu życia, radzenie sobie z problemami czy zemsta), które mimo wszystko wypadają tu naprawdę świetnie i czyta się o nich z nieukrywanym zaciekawieniem (moim osobistym zdaniem oczywiście). Natomiast wspomniana absencja blondyna z łukiem absolutnie nie wpływa na odbiór opowieści. Wręcz przeciwnie. Dzięki takiemu zabiegowi Kate może wreszcie zabłysnąć i dać z siebie wszystko nie jako pomocniczka, a jako pełnoprawny heros (heros-detektyw). Nadal uważam, że ta seria to najlepsze, co Fraction kiedykolwiek stworzył.
Za ilustracje L.A. Woman odpowiada duet Javier Pulido oraz Annie Wu (kolorami zajął się zaś Matt Hollingsworth). Ich połączony styl jest bardzo prosty, powiedziałbym nawet, że przywołuje na myśl retro-klasyczne komiksy z ubiegłych dekad. Głownie przez to niektórzy czytelnicy mogą mieć pewien problem z przyswojeniem opisywanej tu lektury, bo – jak wiadomo – komiks to historia obrazkowa, która w równej mierze skupia się i na fabule, i na tym, co widzimy przed sobą.
Tu chciałbym jeszcze dodać, że bardzo spodobał mi się sposób, w jaki artyści przemycają kolor fioletowy, z którym identyfikowana jest postać Hawkeye’a (tak Clinta, jak i Kate). Jest to bardzo dyskretne, nie bijące po oczach. Przy okazji sporo frajdy sprawia odnajdywanie elementów, które mają tę właśnie barwę. A to bohaterka ubrana jest w kraciastą sukienkę (lub inny ciuch), której część jest fioletowa, a to widzimy taki samochód, jakiś napis lub ścianę jakiegoś pomieszczenia. Twórcy musieli mieć przy tym masę radości.
Polskie wydanie to standard Egmontu. To w dalszym ciągu usztywniona tekturowa obwoluta z dwiema ilustracjami (jedna na przodzie i jedna na tyle), a także grzbiet z tytułem, numerem zeszytu oraz logotypem postaci. Wewnątrz z kolei dostajemy przyjemny w dotyku matowy, kredowy papier oraz galerię okładek zeszytów wchodzących w skład L.A. Woman. Tym razem otrzymujemy jeszcze w bonusie kilka czarno-białych plansz, które umiejscowione zostały na samym końcu komiksu. Za doskonałe pod każdym względem tłumaczenie odpowiada pan Marceli Szpak. Zdecydowanie pozdrawiam.
Zbierając to wszystko do kupy, Hawkeye: L.A. Woman to wyśmienita kontynuacja poprzednich tomów z tej serii, która w niczym od nich nie odstaje i rozwija to, co widzieliśmy już wcześniej. Jeśli jesteście fanami „Sokolego Oka”, nie zastanawiajcie się nawet przez chwilę, tylko bierzcie się za ten tomik. Cała reszta? Cóż, cała reszta też by mogła spróbować, gdyż to naprawdę porządny komiks, ale bez jego znajomości też sobie jakoś poradzi.
Autor: SQ
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Chyba Jastrzębie oko ?
Bardzo fajne recenzje, kupiłem wszystkie 4 tomy po przeczytaniu i się nie zawiodłem.