„Marvel Tsum Tsum #1” (2016) – Recenzja

Marvel Tsum Tsum #1

Wydaje się być niemożliwym, żeby ktoś jeszcze nie słyszał o Tsum Tsum. Słodkie pluszaki szybko zdobyły popularność na całym świecie. Powstały na kanwie animowanych postaci Tsum Tsum z aplikacji komputerowej, wprowadzonej w Japonii. Słowo tsum w języku japońskim oznacza „stos”. I ów „stos” jest właśnie cechą charakterystyczną tych „stworzonek”. Tsum Tsumy można bowiem układać jedne na drugich, tworząc zgrabne stosiki i stosy.

Jeśli z jakiś powodów te zabawki nie przypadły Wam do gustu, to może teraz zmienicie zdanie, gdy Tsum Tsum zyskały status oficjalnych komiksowych bohaterów Marvela. Scenarzysta Jacob Chabot i rysownik David Baldeon podjęli się stworzenia czteroczęściowej historii, a #1 numer Marvel Tsum Tsum z miejsca podbił moje serce.

Zaczyna się całkiem niewinnie: w wyniku małego zamieszania w kosmosie, w którym udział biorą dobrze nam znani Rocket i Groot, tajemnicza przesyłka zamiast do Collectora trafia na Ziemię. Paczuszka ląduje na dachu jednego z apartamentowców w dzielnicy Nowego Jorku, Brooklynie, gdzie trójka nastolatków stara się zrobić zdjęcia Iron Manowi.

Holly, Bert i Dunk to prawdziwi fani superbohaterów. Cechuje ich ten wyjątkowy rodzaj fanatyzmu, który tylko nastolatkowie mogą przejawiać wobec swoich idoli. Pokoje dzieciaków pełne są plakatów, gadżetów i pamiątek związanych z Avengers, a każda wzmianka w mediach o ich ukochanych bohaterach to okazja do nowej wyprawy po autograf czy zdjęcie. Marzą oni o tym, by odkryć w sobie równie niezwykłe zdolności i bronić świata przed złem. Kiedy więc znajdują dziwne pudełko, od razu zabierają je do domu i próbują otworzyć. W środku znajdują niewielkie, puszyste i podłużne twory, które w żadnym wypadku nie przypominają superbohaterów.

Kiedy prawdziwi Avengers walczą na ulicach z armią Ultrona, w pokoju Dunka nijakie Tsum Tsum zaczynają przeobrażać się w miniaturki herosów. Szalejące wojownicze pluszaki wywołują chaos i sieją serię zniszczeń. Dzieciaki, zaskoczone i uradowane zaistniałą sytuacją, muszą bardzo się starać, żeby okiełznać kolorową gromadkę.

W całej tej historii oczywiście nie brakuje antagonisty i nie jest nim Ultron. Prawdziwy złoczyńca czai się tuż obok, a w jego łapy niespodziewanie wpada Tsum Spider-Man (który na pewno przypomina Petera Parkera, a nie Milesa Moralesa).

Na 16 stronach Marvel Tsum Tsum #1 nie znajdziecie wyjaśnień kim lub czym są Tsum Tsum. Komiks w większości skupia się na przedstawieniu Holly, Berta i Dunka, i muszę przyznać, że  Jacob Chabot doskonale poradził sobie z osobowościami nastolatków. Nie mam pojęcia czy robił wywiad,  wzorował się na kimś, czy może posiada dzieci lub rodzeństwo w podobnym wieku, wiem za to, że dialogi i język są prawdziwie i naturalne, pełne obecnie popularnych wśród młodzieży słów i wyrażeń. To wszystko sprawia, że te trzy postacie są wręcz namacalne, jakby faktycznie żyły w naszym świecie.

Chociaż Tsum Tsum są urocze, to bardzo kolorowe rysunki Davida Baldeona nie ociekają słodyczą, jednorożcami czy tęczą – bynajmniej. Baldeon w swoich ilustracjach, podobnie jak Chabot w scenariuszu, postawił na rzeczywistość. Całość umiejscowiłabym dokładnie pośrodku między surowym, mrocznym komiksem, a książką dla dzieci.

Dawno nie czytałam czegoś tak zwyczajnie przyjemnego. Nieskomplikowana, acz wciągająca fabuła okraszona jest sporą dawką humoru. Ciekawi bohaterowie i malutkie zabawki doskonale wpasowały się w komiksowy świat Marvela. Jak widać nie trzeba brutalności, przelewu krwi czy ludzkich dramatów, by stworzyć przyzwoitą lekturę, po którą dla czystej rozrywki mogą sięgnąć ludzie w każdym wieku.


Autorka: Zireael

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x