„Jessica Jones: Alias” (tom 2) – Recenzja
Jessica Jones: Alias (tom 2)
Z postacią Jessici Jones zaznajomiłam się dopiero niedawno, kiedy podczas wakacji zaczęłam oglądać serial z nią właśnie w roli głównej. Produkcja bardzo mi się spodobała, a główną tego zasługą okazała się być sama sarkastyczna pani detektyw, która zdecydowanie nie stroni od alkoholu i łóżkowych przygód. Z radością więc wzięłam się za nową serię Jessica Jones: Alias Briana Michaela Bendisa.
Przed Jessicą stoi kolejne wyzwanie. Musi odnaleźć zaginioną Rebeccę Cross. Zadanie nie jest łatwe, gdyż poszlak jest bardzo mało, a po okolicy krążą plotki, że dziewczyna zniknęła, bo była mutantką. Kolejne nietypowe zlecenie składa także J. Jonah Jameson, naczelny Daily Bugle, który pragnie ujawnić tożsamość Spider-Mana. A na dodatek młodą panią detektyw czeka randa z… Niesamowitym Ant-Manem (Scottem Langiem).
Brak mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo uwielbiam postać Jessici Jones. Jest taka ironiczna, pełna czarnego humoru, szczera do bólu, odważna. Mówi to co myśli, ma gdzieś to, co sądzą o niej inni. Właściwie nie czuć, że Jess jest heroiną. Nie nosi żadnego kostiumu (kiedyś owszem) i nawet nie bardzo chce jej się pomagać maluczkim. Jedyne czego tak naprawdę pragnie to święty spokój, wódka i pieniądze. Owszem, ma swoje bohaterskie przebłyski, potrafi stanąć w czyjejś obronie, ale mam wrażenie, że nie traktuje tego jako coś, za co powinna być odpowiedzialna. W dodatku sporo przeklina i nawet nie wstrzymuje potoku słów, a już zwłaszcza wtedy, jak się wkurzy. Może dlatego, że jest taka ludzka, wzbudza we mnie ogromną sympatię.
Ciekawa relacja łączy ją z Ant-Manem. Oboje to „wyrzutki”, którzy przeszli bardzo wiele i boją się zacząć wszystko od nowa. Sami nie są do końca pewni, czy byłoby im z sobą dobrze. Niemniej, czuć między nimi chemię i mam nadzieję, że znajdą szczęście u swojego boku.
Za stronę wizualną komiksu odpowiada Michael Gaydos, a za kolorystykę Matt Hollingsworth. Jeśli chodzi o kreskę to, prawdę powiedziawszy, nie podoba mi się. Nie umiem za bardzo wyjaśnić dlaczego, ale po prostu nie przypadła mi do gustu. Jest mało wyrazista, a twarze bohaterów są pokazane tak… słabo. Brak mi nawet odpowiedniego słowa. Kolory zaś prezentują się nieco lepiej. Częściej występują barwy ciemne, monochromatyczne, ale artysta nie poskąpił też jaśniejszej palety. Generalnie grafika prezentuje się tak sobie. Nie jestem nią ani zachwycona, ani jakoś szczególne obrzydzona.
Okładka została stworzona przez Davida Macka. I powiem szczerze, że bardzo mi się spodobała. Jessica prezentuje się jak prawdziwy „badass”. Cieszę się, że obwoluta jest twarda i praktycznie niezniszczalna. Wiem, co mówię, gdyż komiks towarzyszył mi w podróży. Telepał się zarówno w plecaku, jak i torbie, i wciąż wygląda jak nowy. Papier jest śliski i szybko się wertuje kolejne strony. Co do czcionki – nie mam żadnych zastrzeżeń. Nie jest ani za duża, ani za mała. Taka w sam raz; do tego czytelna i dosyć wyraźna.
Nie wiem, jak mam się wypowiedzieć w kwestii tłumaczenia jako takiego. Ciągle czytam komiksy w oryginale, czyli po angielsku. Tutaj trafia mi się zeszyt przetłumaczony na język polski przez Marka Starostę. Wydaje mi się, że jest dobrze, poprawnie, choć wciąż preferuję wersję angielską.
Największym atutem komiksu jest oczywiście główna bohaterka i pokazanie jej, taką jaką jest, czyli przyziemną i z wadami. Ponadto intrygująco przedstawiona relacja między Jess a Scottem oraz kilka easter eggów, które sprawiają, że dzień staje się lepszy. Niemniej odnoszę wrażenie, że seria kończy się za szybko, a całe rozwiązanie sprawy wydaje mi się trochę słabe. Spodziewałam się jakichś trupów (no dobra, był tylko jeden) czy jakiejś tajemnicy, climaxu, który by mnie rozwali na łopatki. Pod względem rozwoju akcji jestem trochę zawiedziona. Nie ma też scen walk. Nie wiem, czy to jest wada, ale troszkę żałuję, że nie zobaczyłam Jessici w akcji.
Summa summarum, seria Jessica Jones: Alias jest dobra, przyjemna, szybko się czyta. Myślę, że cena 59,00 jest dosyć słuszna, zważywszy na porządnie zrobioną okładkę, oprawę i papier. Serdecznie polecam zapoznać się z tymże komiksem, chociażby po to, żeby trochę się pośmiać z suchych tekstów Jess.
Autorka: Rose
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics.