„Marvel/DC: Deadpool/Batman” #1 (2025) – Recenzja
Marvel/DC: Deadpool/Batman #1 (2025)
Batman spotyka Deadpoola, a Green Arrow spotyka Daredevila
Że co spytacie? Ale jak to? To nie będzie tu jedynie spotkania Batmana z Deadpoolem? No niby będzie, ale tylko krótki komiks Kevina Smitha ma tu coś fajnego do zaoferowania. Główna historia Marvel/DC: Deadpool/Batman to straszny paździerz, nudna, przegadana, pozbawiona akcji i nie mająca nic ciekawego do zaoferowania. A dodatki, poza tym jednym z diabłem i łucznikiem, można by o kant tyłka rozbić, ale nawet tyłka szkoda.
The crossover you’ve pined for but never thought possible: DEADPOOL and BATMAN cross swords and batarangs as MARVEL and DC unite for the first time in decades! WADE WILSON has been hired for a job in GOTHAM CITY, but will the WORLD’S GREATEST DETECTIVE help him or destroy him? The main story starring Deadpool and Batman will be written by Zeb Wells and drawn by industry superstar Greg Capullo. The one-shot will also feature additional backup stories spotlighting other exciting Marvel and DC team-ups from a lineup of all-star talent, including Daredevil and GREEN ARROW by Kevin Smith and Adam Kubert, Captain America and Wonder Woman by Chip Zdarsky and Terry Dodson, and Jeff the Land Shark and Krypto by Kelly Thompson and Gurihiru.
Zrobić historię o Deadpoolu, która nie śmieszy? Żaden problem. Wells pokazał to już nie raz, a inni, jak Cullen Bunn czy Kelly Thompson nie raz udowodnili, że nie są za nim w tyle. Pytanie po co to robić? Tak samo, jak po co robić historię bez akcji, gdzie gadanie ma zamaskować absolutny brak treści i sensu, ale tylko mocniej je eksponuje? No i po co zestawiać Batmana i Deadpoola? W takim połączeniu nie ma niczego ciekawego. Można było coś z tego wycisnąć, wiadomo, pokazało to kiedyś DC zestawiając Gacka i Lobo, ale dziś już nikt nie miałby jaj opowiedzieć takiej historii, jak w tym wydanym po polsku one-shocie (sequel, że tak go określę, Batman/Lobo: Deadly Serious, wyszedł dużo słabiej, ale o niebo lepiej od spotkania z Deadpoolem). A i jakości tej już próżno szukać we współczesnych komiksach.
Można tu było liczyć na ilustracje Capullo, bo gościa uwielbiam, ale aż dziwię się, że to on rysował ten zeszyt, bo nie czuję tu tego klimatu, który u niego uwielbiam. Nie dziwię się za to, że olewczo podszedł do ilustracji, bo komu by się chciało rysować coś takiego. A reszta zeszytu wygląda o wiele gorzej. Zdarsky w swojej historii stara się połączyć Wonder Woman z Kapitanem Ameryką, bo mają podobne przeżycia, ale to tylko kolarz scen w zasadzie, zero czegoś ponad. Smith, który pisał i DD i Green Arrowa, zna postacie, lubi i zdołał coś wycisnąć, ale tylko on, bo reszta to dno, a powrót Franka Millera do komiksu, który rysuje i pisze to żenada – szkaradne to to, nijakie treścią. Aż żal się robi. a wprowadzenie na koniec Logo, czyli takie Lobo pożenionego z Wolviem to już w ogóle dno – a mówię to jako wielki fan Ważniaka.
W skrócie: unikajcie i obchodźcie ten komiks szerokim łukiem. Jedno z gorszym doświadczeń w tym roku, a Marvel wyjątkowo dużo badziewia zaserwował nam przez te dziewięć miesięcy. A to dopiero początek… Szkoda, że Marvel i DC nie poprzestali na crossoverze z dawnych lat, albo nie postawili na jakość, niestety niczego innego się nie spodziewałem.
Autor: WKP























Recenzje są różne. Wiele osób ma diametralnie inne zdanie.