„Marvel Knights 20th #1” (2018) – Recenzja
Marvel Knights 20th #1 (2018)
20-lecie Marvel Knights
Dokładnie dwadzieścia lat temu Joe Quesada zainicjował linię wydawniczą Marvel Knights. Założenie całości było podobne do analogicznej propozycji od DC, Vertigo, z tym, że tam prezentowano przede wszystkim niezależne, autorskie serie, podczas gdy tutaj postawiono na odświeżenie przygód czołowych bohaterów i uczynienie z nich historii dojrzalszych i przeznaczonych dla dorosłych odbiorców. Czasem były to propozycje niezależne, czasem kontynuujące wcześniejsze przygody. To tu Daredevil trafił najpierw w ręce Kevina Smitha, a potem Bendisa i Brubakera, Spider-Mana zaczął pisać Mark Millar, a Punisher zyskał zupełnie nową jakość dzięki Garthowi Ennisowi. Teraz Marvel wraca z mini-serią mającą oddać hołd Marvel Knights. Jak rzecz się prezentuje?
Zacznę od tego, że dość chaotycznie, bo na małej ilości stron stłoczono dużo bohaterów i dużo wątków. Od płaczącego nad grobem Karen Matta Murdocka, który nie ma pojęcia kim jest, ani skąd się tu wziął, przez Franka Castle’a, który ma w swoim radiowozie Hulka, po pojawienie się Bullseye’a, Kingpina i Dooma. Nikt za bardzo nie wie, co się dzieje, ani o co właściwie chodzi, ale jedno jest pewne, coś jest nie tak i bohaterowie Marvela będą musieli się tym zająć…
Jak pisałem powyżej, jest tu sporo chaosu, ale jednocześnie jest także pewna intrygująca nuta. Trafiamy w sam środek wydarzeń, w których powoli musimy zacząć się odnajdować. Do tego mamy plejadę bohaterów Marvela, całkiem nieźle splatającą ich fabułę i udany klimat. Pytania, jakie stawia ten zeszyt, też są całkiem ciekawe, więc jeśli chodzi o treść, rzecz jest udana i miłośnicy komiksów amerykańskiego giganta nie powinni się zawieść.
A jak sprawa ma się z ilustracjami? Zadziwiająco dobrze. Mamy tu bowiem dość realistyczną i szczegółową kreskę i kolor, w którym nie widać nadmiaru efekciarstwa. Wszystko to składa się na całkiem dobry komiks. Nie wybitny, ale lepszy od większości podobnych historii publikowanych w ostatnich latach przez Marvela.
Ja ze swej strony polecam – dobra zabawa gwarantowana. A przy okazji całość to dzieło całkiem udane, jako twór celebrujący istnienie linii wydawniczej. Choć szkoda, że do fabuły nie zatrudniono największych jej gwiazd – to dopiero byłoby coś.
Autor: WKP