„Marvel Zombies: Resurrection #1” (2020) – Recenzja
Marvel Zombies: Resurrection #1 (2020)
Wielu bohaterów w świecie Marvela postępuje według zasad moralnych, kierując się szacunkiem, własnym kodeksem czy obietnicami złożonymi swoim bliskim. Brzmi bardzo poważnie, honorowo, a wręcz dostojnie. Prawda? Jednak… co jeśli ci cudowni, nieskalani złą sławą herosi zaczynają zjadać swoich krewnych oraz siebie nawzajem? Co jeśli zamieniają się w ledwo chodzące szczątki, dla których celem nadrzędnym jest znalezienie nowego źródła pokarmu za wszelką cenę? W świecie Marvel Zombies nie ma miejsca na honor, dostojność, radość oraz pomoc. Liczy się tylko głód!
Po raz kolejny przenosimy się w świat trupo-bohaterów, którzy napadli na kolejne uniwersum, siejąc zniszczenie, zamęt i chaos. Wszystko za sprawą Galactusa, w którego martwym ciele ukryli się wspomniani właśnie martwi „żywo-martwi”. Opisywany tu tytuł jest kontynuacją zeszytu Marvel Zombies: Resurrection #1 z 2019, gdzie (w wielkim skrócie) próbowano zbadać szczątki Galactusa, przez członów grup Avengers, X-Men i Fantastic Four. Niestety, okazało się, że wnętrzności Pożeracza Światów stały się śmiertelną pułapką. Dosłownie.
Tym razem jednak cała fabuła pierwszego zeszytu opiera się próbach przetrwania i ukrywania cywilów przed monstrami. Peter Parker dostał pod opiekę Valerię oraz Franklina Richardsów (dzieci Reeda i Sue z Fantastycznej Czwórki), kiedy Galactus pojawił się w ich rzeczywistości. Od tej pory próbuje on trzymać ich z dala od konfliktu tak bardzo, jak tylko się da. Mamy tu zatem chowanie się po najróżniejszych lokacjach i pomaganie poszkodowanym osobom, uciekając przy tym myślami od zaistniałej sytuacji.
Fabuła zeszytu Marvel Zombies: Ressurection #1 (2020) wydaję się być mocno inspirowana serią The Walking Dead (albo jakiejkolwiek innej – jak choćby Resident Evil – gdzie zombie wytępiły praktycznie cały gatunek ludzki). Atmosfera wiecznego zaszczucia, brak przynależności do jednego miejsca i grupy ludzi, niebezpieczeństwo czyhające na każdym kroku, brak zaufania do kogokolwiek. Tutaj dochodzi jeszcze jeden element – obrońcy w postaci superbohaterów, którzy starają się unikać jakichkolwiek problematycznych i konfliktowych sytuacji. Niezbyt to heroiczne, ale w tym wypadku muszą schować dumę do kieszeni, ratując resztki rozpadającego się świata. Nie ukrywam, że takie wprowadzenie do akcji przez Philipa Kennedy Johnsona nie porwało mnie. Raczej okropnie znudziło. Mimo tego jestem ciekawa czy bohaterom uda się znaleźć jakikolwiek na dłużej. Miejsce nieskalane przez plagę zombie. Pokładam spore nadzieje wobec postaci Franklina Richardsa (który mógłby zasadniczo całe uniwersum wymazać samą myślą) i odpowiedniego wykorzystania go przez twórców. Mam przeczucie, że to właśnie on odmieni całą tę beznadziejną sytuację.
Co do rysunków Leonarda Kirka i kolorów Rachele Rosenberg – jestem usatysfakcjonowana, że kontynuują oni opowieść w warstwie graficznej. Lekka kreska i sporo elementów „gore” ratują tę pozycję, nadając jej odpowiednio mroczny klimat. Wprowadzono tu także kontrastowe barwy, aczkolwiek tylko i wyłącznie w miejscach, gdzie akcja przyspiesza. Wspaniała okładka autorstwa Inhuyka Lee również zasługuje na wspomnienie. Tę możecie zobaczyć powyżej. Przedstawia ona uciekającego Spider-Mana, za którym góruje sylwetka goniącego go Galactusa. Ten próbuje sięgnąć Pajączka swoim ogromnym łapskiem. Ilustracja wygląda co najmniej fantastycznie.
Niestety, tym razem zombie w komiksowym świecie Marvela nie porwały mnie. Jestem jednak na tyle zdeterminowana, aby przeczytać całą serię (4 zeszyty), które mają się pojawić w niedalekiej przyszłości, by w końcu dowiedzieć się czy jest możliwość wynalezienia leku na tę chorobę. Jeżeli jesteście fanami Marvel Zombies, wtedy pozycję tę warto przeczytać choćby i dla samej chronologii wydarzeń (wiecie, co by nie być w tyle).
Autorka: Lynn
Fabuła jest bardzo ciekawa. Warto przeczytać.
To ciekawy wpis chociaż czytane przeze mnie jako losowy warto przeczytać takie mniej więcej wprowadzenie do filmów ja akurat polecam najpierw przeczytać komiksy poźniej się brać za filmy 🙂