„Marvel’s Iron Fist” [Sezon II] – Recenzja

Marvel’s Iron Fist [Sezon II]

W ostatni piątek (07.09.2018) na platformie Netflix premierę miał drugi sezon serialu Marvel’s Iron Fist, który ku zdziwieniu wszystkich wypuszczony został przed zapowiedzianym wcześniej trzecim sezonem Daredevila. Czy faktycznie było na co czekać? Sprawdźmy (bez spoilerów oczywiście).

Iron Fist

Nie od dziś wiadomo, że pierwszy sezon przygód serialowego Danny’ego Randa został po prostu zmiażdżony zarówno przez krytyków, jak i większą część fanów (choć często jedno nie wyklucza drugiego). Zarzucano mu chyba praktycznie wszystko. Od beznadziejnej gry aktorskiej i dziurawej jak ser szwajcarski fabuły po beznadziejne efekty specjalne czy słabą choreografię walk. Jak jest zatem w przypadku 10 kolejnych odcinków (wcześniej było ich 13)?

Lepiej. Choć nie jest to jakimś specjalnym wyczynem, bo zasadniczo wszystko przebija sezon pierwszy. No, może prócz Inhumans. Wracając jednak do meritum. Tym razem dostaliśmy produkt o wiele bardziej dopracowany i skoncentrowany, który ogląda się bez dłużyzn i zbędnych wątków pobocznych, które wprowadzono wcześniej jedynie po to, aby coś tam po prostu było. W dużej mierze główna część historii przypomina nieco to, co dostaliśmy już w przypadku drugiego sezonu Luke’a Cage’a, czyli wojny różnych miejscowych gangów. Tam były to porachunki ludzi pochodzących z Jamajki. Tutaj dostajemy z kolei klimaty bardziej azjatyckie.

Iron Fist

Prócz tego dużo czasu poświęca się tu na budowanie tła historycznego dla Davosa i Danny’ego, gdyż to na tej dwójce i ich przeszłości skupia się druga seria Iron Fista. W związku z tym ekipa odpowiedzialna za serial wprowadziła coś, na co też dość mocno narzekano – retrospekcje. Dużo retrospekcji z K’un-Lun, tłumaczących niejako, o co chodzi w całym konflikcie obu młodzieńców. Więcej zdradzić nie mogę, gdyż musiałbym pokusić się o spoilery, a tego oczywiście nie chcę.

Najważniejsze postaci IF przeszły pewną ewolucję. Danny trochę wyluzował i przestał być takim „upierdliwcem”, walącym oklepanymi frazesami na lewo i prawo. Colleen jest niesamowicie stanowcza, a każdy moment z nią na ekranie to prawdziwe złoto. Nawet Ward i Joy Meachumowie przeszli miłą przemianę, gdyż każde z nich w końcu ma swój własny charakter, swoje cele, motywacje i problemy. Nie zabrakło też gościnnych występów bohaterów z innych serii. Tym razem jest to nie kto inny, jak najtwardsza i najbardziej nieugięta policjantka w Nowym Jorku – Misty Knight. Misty to nadal i w pełnym tego słowa znaczeniu totalny badass, który nie boi się nikogo. Nawet tytułowej żelaznej pięści. Misty po prostu wbiega w środek zamieszania i robi porządek, nie okazując przy tym nawet krztyny strachu.

Iron Fist

Całą chwałę (tylko i wyłącznie moim zdaniem) zgarniają tu jednak: Davos, za bycie naprawdę charakternym antagonistą serii oraz całkiem nowa postać – Mary. Kogoś tak barwnego w serialach Marvela od czasu Kilgrave’a chyba jeszcze nie było. Chętnie powiedziałbym coś więcej w tej kwestii, ale musiałbym się wygadać, a nie ma to specjalnego sensu.

Kolejną pozytywną zmianą względem sezonu pierwszego są o wiele lepiej nakręcone i ukazane sceny pojedynków, których jest naprawdę dużo (nawet po kilka na jeden epizod). Nie sprawiają one wrażenia udawanych czy nienaturalnie spowolnionych. To samo można rzec na temat efektów specjalnych. Fakt, jest ich tu jak na lekarstwo i związane są chyba tylko i wyłącznie ze święcącą pięścią Randa, ale nie zmienia to faktu, że i ten aspekt omawianego tu show zaliczył postęp. Przynajmniej w moim odczuciu.

Cóż więcej mógłbym dodać? Jest progres, ale nie jest idealnie. Drugi sezon Iron Fist ogląda się zdecydowanie lepiej i nie ulega to najmniejszym wątpliwościom. Dorzucono do tego sporo komiksowych smaczków i poprawionych scen walk. Jednak nawet to nie zmieni faktu, że przygody blondasa z jarzącą się pięścią będą najsłabszym z wszystkich seriali duetu Marvel/Netflix. Nie jest źle, ale Daredevilowi czy Jessica Jones to to dalej do pięt nie dorasta. W każdym razie zachęcam do tego, aby drugiego sezonu IF doświadczyć samemu i wyrobić sobie na jego temat własną opinię. Biorąc pod uwagę to, co otrzymaliśmy rok temu i to, co ukazało się w ubiegłym tygodniu, myślę, że mogę powiedzieć, iż nowe perypetie Daniela Randa są warte tego, aby dać im szansę.


Autor: SQ

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Rocky77

Ja skończyłem 2 sezon jakieś 10 minut temu i osobiście bardzo polecam. Naprawdę wciągający. Choć może ja się wypowiadać nie powinienem, bo i pierwszy sezon był dla mnie naprawdę okej. I zgadzam się z recenzentem, że Daredevil’owi do pięt nie dorasta, natomiast Jessicę Jones nawet przebija, bo w moim odczuciu to właśnie Jessi ma najsłabszą serie ze wszystkich duetu Netflix-Marvel. Także 2 sezon Iron Fist’a naprawdę polecam obejrzeć, zwłaszcza jeśli ktoś lubi spodziewać się niespodziewanego…

1
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x