„Mary Jane & Black Cat #1” (2022) – Recenzja

Mary Jane & Black Cat #1 (2022)
Kobiety Spider-Mana wracają do akcji

Było już i jest znowu. Tym razem w ramach eventu Dark Web. I zarazem lepiej, niż ostatnio, bo poprzednim razem było mocno zachowawczo i bez polotu. Zachowawczo, oczywiście, jest nadal, ale tym razem lepiej się to czyta i ogólnie rzecz ma lepszy klimat, więc jakoś to wchodzi szybko i całkiem, całkiem. Oto komiks Mary Jane & Black Cat #1 (2022).

---

From Jed MacKay (Moon Knight, Iron Cat) and Vincenzo Carratu comes one of the most explosive and kick-ass adventures in Marvel Memory! Set against the explosive backdrop of DARK WEB, Mary Jane Watson and Felicia Hardy find themselves thrown into one another’s paths and then into LIMBO! But something has changed with MJ! And she’s not the only one keeping secrets – Felicia’s got a guilty conscience and it’s playing havoc with their escape plan!

---

Spider-Man i Mary Jane. Spider-Man i Black Cat. No bywali ze sobą. Byli, odchodzili, wracali. Jak w telenoweli. Ale nie ma to tu większego znaczenia, to taka kolejna miniseria, która swoje opowiada, ale nie wymaga od nas wiele. Dzieje się sporo, szybko… i na razie tyle. Jakoś nie pogłębia to postaci, sama akcja nie porywa szczególnie, choć też nie nudzi. Jest nieźle, jest typowo. I tyle.

Przyjemnie też jest graficznie. Znów typowa robota, znów jakoś tak bez duszy i serca, tak jak zawsze, jak wszędzie, ale jednak całkiem mile dla oka. Bez artyzmu, ale i bez brzydoty. Klasyczne rzemieślnicze mazanie po kartce.

I takim rzemieślniczym komiksem jest całość. Jest, bo jest. Bo trzeba było coś dopowiedzieć, dodać, event bez tie-inów jest… No w sumie jest jak zimowa czapka bez bąbla, zero to potrzebne, ale czasem fajnie wygląda. Tym razem wygląd też wypadł całkiem nieźle. Tyle.

---

Autor: WKP