„Moon Knight” – Recenzja
Moon Knight
Księżycowy Rycerz w dojrzalszej wersji
Moon Knight przygody miewał już przeróżne. Pisane przez prawdziwych mistrzów, jak Warren Ellis czy Jeff Lemire, okazywały się naprawdę udane. Teraz przyszła pora poznać wersję tej postaci w wykonaniu Bendisa. Ten już w Ultimate Spider-Manie pokazał nam, że ma na nią pomysł i ją czuje, a tu udowadnia to po raz kolejny. I może nie jest to wielki komiks, to nie poziom USM czy Daredevila jego autorstwa, ale nadal bardzo fajna to rzecz.
Jeden z najsłynniejszych komiksów o Marcu Spectorze, znanym też jako Moon Knight – superbohater o wielu osobowościach! Marc próbuje odzyskać równowagę psychiczną w Los Angeles, gdzie pod przykrywką producenta filmowego walczy ze złoczyńcami. Do miasta ściągają jednak masowo przestępcy z Nowego Jorku, a jeden z nich okazuje się geniuszem zbrodni zaangażowanym w handel najpotężniejszą sztuczną inteligencją na świecie. Na szczęście w starciu z nim Moon Knight może liczyć na pomoc Kapitana Ameryki, Spider-Mana i Wolverine’a. No, chyba że nawet ci Avengers okażą się wytworami jego szalonego umysłu…
Autorami tej mrocznej, trzymającej w napięciu opowieści są scenarzysta Brian Michael Bendis i rysownik Alex Maleev – duet odpowiedzialny za znakomicie przyjętą serię „Daredevil: Nieustraszony!”. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach #1–12 serii „Moon Knight”.
Jaki jest ten komiks? Tak w skrócie rzecz ujmując, Bendis oferuje nam mroczne i dojrzałe spojrzenie na bohatera, jednocześnie wrzucając go w wir wydarzeń, które wywracają całe jego życie do góry nogami. Do tego tradycyjnie dla siebie bierze ograne motywy i przedstawia nam je po swojemu, wyciągając z nich to, co najlepsze. W konsekwencji powstała dynamiczna, wciągająca i naprawdę znakomicie opowiedziana historia superhero. Coś, co czyta się naprawdę przyjemnie i chciałoby się zobaczyć na wielkim ekranie. Bo to, co pokazał nam serialowy Moon Knight zdecydowanie nie było tak dobre, jak być mogło.
Oczywiście nie samą fabułą żyje komiks. Na szczęście szata graficzna jest równie znakomita, co treść. Rzecz narysował w końcu znany już ze współpracy z Bendisem, operujący brudną, mroczną kreską Alex Maleeve i ogląda się to znakomicie. A jeszcze kropką nad i staje się doskonałe wydanie. Więc? Więc bierzcie w ciemno, warto. I tyle.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.