„Captain America: Finale #1” (2023) – Recenzja
Captain America: Finale #1 (2023)
Amerykański finał
Pierwszy w tym tygodniu komiks, o którym mogę powiedzieć, że nie jest zły. Nie, nie jest lepszy od Thora, o którym piszę w innej recenzji, po prostu po Thorze spodziewałem się czegoś więcej, a tymczasem nie dostałem niemal nic z tego, co chciałem. I co być powinno. Po Kapitanie niczego sobie nie obiecywałem, więc wyszło nieźle, ale nadal mocno przeciętna to lektura, która miała robić większe wrażenie, a wyszła, jak zawsze. Oto Captain America: Finale #1.
CAP’S FINAL STAND! Captain America takes his final stand against the Outer Circle! Using information gathered from friends on the inside, Steve Rogers sets his sights on releasing the world from the Outer Circle’s influence and ending the Century Game for good. The explosive conclusion to the groundbreaking story of SENTINEL OF LIBERTY is here – and you won’t want to miss it!
Marvel mówi nam, że nie chcemy przegapić tego zeszytu, ale tak naprawdę gdybym przegapił jego – i całą tę historię – nie czułbym, że coś straciłem. Spoko rzecz, ale nic poza tym. Kapitan ma tyle lepszych przygód, że wolę już wracać do nich raz po raz, zamiast odkrywać nowe, ale nieprzystające poziomem do tego, jakiego można by od nich oczekiwać.
A ten to przeciętniak, typowa rzecz, acz całkiem znośna. Zrobiona na serio, sensacyjna, czasem przesadza z patosem, ale czyta się szybko i bez znudzenia. Wnosi coś do tych ostatnich wydarzeń, dopowiada i domyka, acz nic to, co robiłoby wrażenie. I znów w pamięci zostaje szata graficzna, prosta, ale trafiona w punkt.
Fani postaci sięgnąć mogą. Pewnie nawet powinni. Reszta… Jak mówiłem, jest dużo lepszych komiksów z tym bohaterem, także na polskim rynku, po co tracić więc czas?
Autor: WKP