„Nieśmiertelny Iron Fist” – Recenzja
Nieśmiertelny Iron Fist
Żelazną pięścią!
Iron Fist nie jest najpopularniejszym z bohaterów Marvela, dlatego też w naszym kraju, choć tradycja wydawania komiksów tego wydawnictwa liczy już niemal trzy dekady, postać ta zadebiutowała dopiero w czerwcu 2016 roku. Było to na łamach albumu Marvel Team-Up: Spider-Man, gdzie poznaliśmy finał jego losów, który na łamach tej serii dopisał Chris Claremont po tym, jak samodzielny tytuł z Żelazną Pięścią został zamknięty. Potem w ramach WKKM otrzymaliśmy Iron Fist: Poszukiwanie Colleen Wing, a także debiut (i zarazem origin) postaci w albumie Początki Marvela: Lata siedemdziesiąte i Power Man and Iron Fist w jednym z numerów serii Superbohaterowie Marvela poświęconym temu pierwszemu.
Teraz nadszedł czas na nieco nowsze przygody, wszystko dzięki wydawnictwu Mucha Comics, które wydało je na fali zainteresowania postacią ze względu na seriale Netflixa, w których się pojawia. I trzeba przyznać, że także to oblicze bohatera wypada znakomicie – może dlatego, że Nieśmiertelny Iron Fist to komiks mimo wszystko mocno klasyczny?
Poznajcie Daniela Randa. Iron Fista. Ta rola powinna przypaść jego ojcu, to on powinien być herosem, ale wrócił do świata, założył rodzinę, zbudował swoje imperium. Ale to przeszłość. Teraz to Daniel rządzi wielką firmą i zmaga się zarówno z superbohaterskimi problemami, jak również z kłopotami służbowymi. Kiedy prowadzi rozmowy w sprawie wielomilionowego kontraltu, decyduje się wycofać ze względu na fakt, iż inwestorami są Chińczycy, którym daleko do przestrzegania praw człowieka i pracowników. Chcąc udowodnić nieczystość ich interesów, włamuje się do siedziby ich firmy właściwie tylko po to, by zostać zaatakowanym przez żołnierzy Hydry i niemal przypłacić to życiem. Niestety to dopiero początek jego problemów. Dziedzictwo Iron Fista upomina się o niego, kiedy jego poprzednik, który działał za czasów pierwszej wojny światowej, Orson Randall, wraca do akcji, ścigany przez zastępy wroga, poszukując, oczywiście, Daniela. W jakim celu?
O tym przekonajcie się już sami. Czy warto? Tak, chociaż jak na Eda Brubakera (Poległy syn: Śmierć Kapitana Ameryki, Zimowy Żołnierz, Secret Avengers) scenariusz nie jest najwyższych lotów. To po prostu dobra opowieść. W dodatku skupiona na akcji i pojedynkach, a do tego w klimacie rodem z filmów Kung-Fu. Atmosfera ta została w komiksie jeszcze bonusowo podkręcona. Jest mroczniej i brutalniej. Jest to historia, którą śmiało możecie przeczytać bez jakiejkolwiek znajomości bohatera. Jego przeszłość zostaje tu wyjaśniona. Nieśmiertelny Iron Fist jest w ogóle projektem dość niezależnym. Owszem, jest tutaj zeszyt pochodzący z eventu Civil War, ale całość doskonale nadaje się dla nowych odbiorców. A także tych, którzy nie mają większego pojęcia o wydarzeniach wstrząsających komiksowym uniwersum Marvela.
Strona graficzna Iron Fista także jest znakomita. Mroczna i brudna, doskonale pasuje do tej opowieści i tego bohatera. Wypada lepiej nawet niż klasyczne ilustracje, które były przejaskrawione, zbyt kolorowe i proste. Tu rysunki są realistyczne i czynią opowieść prawdziwszą, choć jednocześnie nie zapominają, że ma być to fikcja, która wyrosła na popularnych w latach 80. XX wieku filmach z Hongkongu.
Podsumowując, warto. Jeśli lubicie dobre komiksy akcji, na pewno będziecie zadowoleni. Przełomu tutaj nie ma. Nie jest to też komiks wielki pod jakimś konkretnym względem, ale jako rozrywkowa pozycja sprawdza się znakomicie (cena katalogowa Nieśmiertelnego to 65 zł). Polecam.
Autor: WKP
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics.