„Night Thrasher” #1 (2024) – Recenzja
Night Thrasher #1 (2024)
Thrash?
Night Thrasher, jedna z najmniej oryginalnych postaci od Marvela, bezczelna kopia Batmana i po prostu nudna postać, którą kojarzymy głównie z New Warriors powraca. Można? Można. Trzeba? No niekoniecznie, bo to naprawdę niespecjalny komiks jest. Przeciętnie napisany, źle narysowany, ma pewne plusy, ale ogół rozczarowuje.
It’s time to thrash the night! The death of a loved one draws Dwayne Taylor back to New York City, though his days as NIGHT THRASHER are long over. But Dwayne finds the past difficult to outrun when SILHOUETTE, his ex-teammate from the NEW WARRIORS, seeks his help against a new criminal called THE O.G. And the mystery of the O.G.’s true identity and what’s to come will change Night Thrasher’s legacy forever! Don’t miss this bold new direction for a cult classic character who is leaving the ’90s behind him!
Marvelowi brak pomysłów, więc chwyta się jak brzytwy mniej znanych postaci sprzed kilku dekad i próbuje coś z tego wycisnąć. A to tylko jeszcze bardziej go pogrąża. Bardziej wydawcy przydałaby się rewolucja w stylu tej z DC, gdy wystartowało New 52 – czyli restart wszystkiego, zamknięcie masy serii i skupienie się na wybranych tak, by zaserwować je w jak najlepszy możliwy sposób. Ale nie, Dom Pomysłów rozcieńcza się coraz bardziej i…
I dostajemy takie rzeczy, jak ta. Niby fabularnie nie najgorzej, dzieje się tu spoko, ale też nic ponad przeciętność. Ani to do końca przypomnienie postaci, ani też coś stricte świeżego, na razie trochę wprowadza, a trochę nudzi. Ci, którzy nie znają, raczej zaciekawieni nie będą, bo i nie ma czym, ci, którzy znają i sentyment mają, tak jak przed laty nie zachwycili się postacią, tak i teraz tego nie zrobią. Gdyby to jeszcze fajnie było narysowane, coś, jak robił to Bagley w latach 90., to może i by coś z tego było, ale ta przesadnie prosta szata graficzna jest zwyczajnie słaba i pozbawiona klimatu. Ale czy ktoś spodziewał się czegoś więcej? Ja na pewno nie.
Autor: WKP