„Invaders #1” (2019) – Recenzja
Invaders #1 (2019)
Znów na wojennej ścieżce
Invaders powracają. Po ponad ćwierć wieku od wydania drugiego woluminu ich przygód, pierwsza super drużyna świata Marvela znów rusza do akcji. Wszystko to w ramach obchodów osiemdziesięciolecia istnienia wydawnictwa. Taka okazja nie mogła obejść się bez odpowiedniego uczczenia, ale – patrząc na ostatnie dokonania marvelowskich twórców – rodzi się całkiem uzasadnione pytanie, czy warto po ten tytuł w ogóle sięgnąć.
A zatem tradycyjnie kilka słów wprowadzenia i o samej fabule. Dla tych, którzy nie wiedzą, kim są Invaders, to – jak wspominałem na wstępie – pierwszy super team, powstały jeszcze w czasach drugiej wojny światowej. W jego skład, jak się domyślacie wchodzili Kapitan Ameryka, Bucky Barnes, Ludzka Pochodnia (oryginalny Human Torch – Jim Hammond android, a nie Johnny Storm) i Namor.
Akcja nowych przygód Invadersów dzieje się obecnie. Namor nie jest już członkiem drużyny, wręcz przeciwnie. Stał się wrogiem, z którym trzeba sobie poradzić, bo inaczej zagrożony będzie cały świat. Dani towarzysze jednoczą się więc po raz kolejny, problem w tym, że ten przeciwnik zna nie tylko ich możliwości, ale też i wszelkie tajemnice, i potrafi przewidzieć ich ruchy…
Udał się ten komiks, to muszę przyznać. Czy jest to dzieło wybitne? Nie, ale kiedy w ostatnich dobrych kilkunastu latach, Marvel takowy wypuścił na rynek? Invaders jednak to dzieło zadziwiająco udane, jak na tak ograny temat, dobrze poprowadzone, grające na sentymentach, ale nie w tani sposób, i oferujące konkretną akcję. Tą co prawda przeniesiono do współczesności, jednak nadal nie brak tu wojennych retrospekcji i nawiązań do dawnych wydarzeń.
Całości udaje się też połączyć powagę i patos z nią związany z lekką i szybką w odbiorze historią. Jest tu trochę efekciarstwa, jest też całkiem sporo pędzenia na łeb na szyję, że tak powiem, ale i nie brak stonowania. Całość wieńczy niezła szata graficzna, typowo współczesna, dość realistyczna, ale miła dla oka.
W skrócie: sympatyczne, odświeżające nieco temat i sentymentalne spojrzenie na prekursorów Avengers. Kto lubi takie historie ze zbieraniną herosów, będzie zadowolony. Mam tylko nadzieję, że w dalszych zeszytach twórcy wyjdą poza narzucone teraz ramy i pokażą nam coś spektakularnego i nieoczywistego. To byłoby świetnym zwieńczeniem całości.
Autor: WKP