„Potężna Thor: Władcy Midgardu” (Tom 2) – Recenzja
Potężna Thor: Władcy Midgardu (Tom 2)
Bóg to bóg, człowiek to człowiek, a Mjolnir to coś więcej niż magiczny młotek…
Przez dekady w komiksowych historiach o Thorze pewne rzeczy pozostawały niezmienne: prędzej czy później na arenę zdarzeń wkraczał Loki (któremu nie można było ufać, jednak i tak ktoś to robił), pojawiał się temat boskości i pragnienia władzy, a Mjolnir zaskakiwał mocą nawet swojego posiadacza. Nie inaczej jest we Władcach Midgardu, kontynuacji przygód Potężnej Thor, autorstwa Jasona Aarona.
Tym razem Jane Foster jako Gromowładna żeby ocalić wiele ludzkich istnień, musi ocalić także – a raczej przede wszystkim – swojego przeciwnika, Dario Aggera. Bowiem prezes Roxxonu poprzez korzyści płynące z sojuszu z Malekhitem mocno podpadł podobnym sobie, pozbawionym zasad moralnych właścicielom największych ziemskich korporacji. Zadanie okazuje się dość skomplikowane, a szyki Thor psują dodatkowo nadgorliwi agenci Tarczy, chcący poznać jej tożsamość.
Kolejny raz dostajemy album z wielotorową fabułą. Mamy tu układ Aggera z Lokim i długą opowieść boga Kłamstw osadzoną w czasach Wikingów; właściwe poczynania Potężnej Thor oraz – najciekawszą z mojej perspektywy – historię powstania Mjolnira. Dwie pierwsze części komiksu rozbijają się o władzę, a że nie od dziś wiadomo, że władza deprawuje, mamy zagwarantowane mordobicie i przelew krwi.
Opowieść Lokiego lepiej się czyta niż ogląda – zniekształcone postacie serwowane nam przez Rafa Garrésa niezbyt przypadły mi do gustu, niemniej Jason Aaron gładko nadrabia to opisem chciwości Wikingów i ich wiary w nordyckich bogów ze wszystkimi tego konsekwencjami. Taka sama chciwość ma miejsce i w obecnych czasach na przykładzie tytułowych władców Midgardu (m.in. Aggera, Midas, Harady, Fiska, Crossa czy Shawa) – i tu znowu punkt dla scenarzysty za umiejętne ukazanie podobieństw. Niezależnie od ery czy osoby, gdy ma się wszystko, chce się więcej i więcej. Na szczęście zawsze jest jakiś (albo jak tutaj jakaś) Thor, który (lub która) studzi apetyty czarnych charakterów, co mocno utrzymaną w klimacie fantasy, przyjemną dla oka kreską obrazuje Russell Dauterman.
Jak wspomniałam wisienką na torcie jest historia Mjolnira, czyli coś, co każdy szanujący się fan Thora powinien znać. Mogłoby się wydawać, że słowa klucz to krasnoludy, Odyn, Uru i młot, jednak zarówno Jane, jak i my, czytelnicy, mamy okazję dowiedzieć się, że sednem jest… burza. Powstanie tej potężnej niszczycielskiej broni, która żyje własnym życiem, zostało przedstawione przez Aarona, Dautermana i Irvinga rzeczowo, ale tak interesująco, że ostanie kilka stron pochłania się w minutę.
Całość Władców Midgardu zasługuje bez wątpienia na ocenę dobrą. Nie jest to może jeszcze (!) epicka historia o bogach i herosach, ale Jane Foster jako Gromowładna z każdym kolejnym albumem wyrasta na ciekawszą postać, która odkrywa nieujawnione dotąd aspekty bycia Thorem. Poza tym w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, który był nieco przegadany, w tym dostajemy mnóstwo akcji gwarantującej solidną porcję rozrywki. Dokładając do tego fakt, że to przyzwoite jakościowo, standardowe wydanie Egmontu, ze świetnymi okładkami alternatywnymi i kilkoma grafikami na końcu komiksu, możecie sięgać po tę pozycję bez obaw.
Autorka: Zireael
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Kolejny niesamowity komiks. Może być tematem kolejnych produkcji Marvela.