„Potężna Thor: Grzmiąca krew” (Tom 1) – Recenzja
Potężna Thor: Grzmiąca krew (Tom 1)
Upłynęło trochę czasu, odkąd czytelnicy dowiedzieli się, kim jest nowy, lub raczej nowa, Thor, a Jason Aaron, marvelowy ojciec większości okołothorowych historii, wraz z duetem Dauterman & Wilson, dbającym o oprawę graficzną, kontynuują opowieść o Gromowładnej, tym razem już w serii wydawniczej Marvel NOW! 2.0.
Potężna Thor: Grzmiąca krew dość dobrze przeplata wątki rozpoczęte w poprzednich albumach z całkiem nowymi. Ponownie dostajemy okrutne poczynania Malekhita i następstwa jego sojuszu z Dario Aggerem z korporacji Roxxon; w Asgardzie trwa wojna domowa – konflikt na linii Odyn-Freja, natomiast Jane Foster musi pogodzić walkę o swoje zdrowie z tą o pokój i porządek w Dziesięciu Królestwach. Na dodatek Odinson zniknął, a na scenę wkracza dawno niewidziany Loki…
W niejednej serii z Thorem doświadczyliśmy dwóch płaszczyzn, na jakich rozgrywa się dana historia: zwykłe śmiertelne życie i kosmiczny świat fantasy. Także i tutaj Aaron stawia na ten podział, co wychodzi mu całkiem nieźle, tym bardziej, że jeden z tematów nie należy do tych, o których łatwo się mówi czy pisze, a co dopiero umieszcza w komiksach. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z rakiem (osobiście lub poprzez kogoś z rodziny czy znajomych), wie, jaką batalię muszą toczyć chorzy. I nie inaczej jest z Jane. Można nie lubić panny Foster, ale trudno nie docenić jej wysiłków i determinacji, i przez to zrozumieć, dlaczego stała się godną władania Mjolnirem.
Wartym uwagi jest też aspekt polityczny przewijający się przez część albumu. Mam tu na myśli zarówno Kongres Światów (gdzie Jane pełni rolę przedstawicielki Midgardu), jak i walkę o władzę między Wszechojcem a Wszechmatką. Trochę jak w znanej nam światowej polityce, ambasadorzy może i głoszą szczytne idee, ale nie ma to przełożenia na czyny, wybuchają kłótnie, nikt nikomu nie wierzy, a do swoich racji próżno przekonywać innych. Zresztą ciężko coś wskórać, kiedy za plecami reszty załatwia się swoje interesy (czyt. knuje z Malekithem i Jotumami). W rezultacie coś, co powstało, by zapewnić ład w Królestwach, przyczynia się do ich powolnej zguby, czego jako pierwsze doświadczają Świetliste Elfy, a także Odyn zaślepiony nienawiścią do „fałszywej Thor” oraz przekonaniem o własnej nieomylności i potędze.
W tym wszystkim zadziwiająca sprawą jest fakt, że nikt nie zorientował się jeszcze, że nowa Thor to Jane. Chociaż ta stara się być wszędzie tam, gdzie jest potrzebna, wywijając młotem na prawo i lewo, dość skutecznie obijając przeciwników. A jej potyczki są naprawdę bardzo efektowne, co wspaniale obrazują Russell Dauterman (rysunki) i Matthew Wilson (kolory). Wszystkie ekspresyjne kadry, a jest ich trochę, podnoszą wartość tego albumu. Błyskawice, ciosy, ogień i tryskająca krew przyciągają uwagę detalami i feerią barw. Z przyjemnością patrzy się na też twarze, zwłaszcza płci pięknej, ze wskazaniem na śliczną Królową Alfheimu i seksowną Enchantress (Amorę).
Wielu zarzuca Aaronowi, że stał się powtarzalny, że nie czuć w przygodach Thora żadnego powiewu świeżości, tylko odgrzewany kotlet z równymi dodatkami. Jednak historia z Jane Foster w roli Gromowładnej to całkiem smaczne danie. Oczywiście to nie tak, że Potężna Thor: Grzmiąca krew to komiks, o którym można mówić w samych superlatywach. Sporo tu przegadanych momentów, z perspektywy niektórych osób będących nudnymi zapychaczami. Z drugiej strony przy takiej ilości spisków nie da się poprowadzić akcji samym mordobiciem. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy znajdą w tym rozrywkę, bo w komiksach cenią sobie bardziej dynamikę.
Na pewno też pojawią się stwierdzenia zarzucające komiksowi zbytni feminizm albo krytykujące fakt, że Loki nie będący przecież skrajnie złą postacią nagle robi to, co robi (co dokładnie, tego nie zdradzę). Dlatego poleciłabym ten album przede wszystkim osobom śledzącym poczynania nowej Thor od początku. Natomiast reszcie, która chciałaby zacząć akurat od tej pozycji, zwrócę uwagę na fakt, że to tylko część całej historii z fantastycznymi, świetnie poprowadzonymi postaciami, także tymi drugo-, a nawet trzecioplanowymi, a my ciągle jesteśmy na jej początku. Warto więc przebrnąć przez rozmowy bohaterów, by odkryć zmieniający się ton opowieści. Bo chociaż album muska niełatwe tematy, to posiada także mocno zaskakujące momenty i pozostaje utrzymany w lekkim tonie (z humorem w odpowiednich miejscach), zdecydowanie czarując stroną wizualną.
Autorka: Zireael
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.