„Savage Avengers” (Tom 1) – Recenzja
Savage Avengers (Tom 1)
Avengers: The Barbarians
Co tu dużo mówić: syn marnotrawny powrócił do rodzinnego domu. Conan Barbarzyńca w Marvelu kiedyś był, swoje robił, ale nigdy nie był w uniwersum Marvela, potem przeskoczył do stajni Dark Horse Comics, a jakiś czas temu powrócił znów do Domu Pomysłów. A w tym komiksie wydawca postanowił włączyć go do głównego nurtu. Dlatego Savage Avengers należy traktować bardziej, jako ciekawostkę, a fabułę jako pretekstową. Choć o dziwo – i mimo Duggana u steru – rzecz wypada całkiem sympatycznie.
Poznajcie drużynę najwredniejszych bohaterów Marvela! Należą do niej Wolverine, Punisher, Elektra oraz sam… Conan Barbarzyńca! Tak, to prawda – sławny cymeryjski wojownik przeniósł się do współczesnego uniwersum Marvela. Jego przygody w tym świecie zaczną się od starcia ze śmiercionośną armią ninja, która sprzymierzyła się z czarownikiem pragnącym wezwać straszliwego Boga Szpiku. Wkrótce potem Conan przemierzy Antarktydę w towarzystwie Punishera, wyruszy na misję z Czarną Wdową i pozna tutejszych mistrzów magii. Czy jednak ziemscy superbohaterowie okażą się jego przyjaciółmi, czy raczej… wrogami?
Scenariusz do tego albumu napisał Gerry Duggan („Deadpool”, „Strażnicy Galaktyki”), a rysunki stworzyli Mike Deodato Jr. („Niezwyciężony Iron Man”, „Thanos”, „Wojny nieskończoności”) i Patch Zircher („Deadpool i Cable”, „Suicide Squad – Oddział Samobójców”). Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Savage Avengers” #1–10 i „Savage Avengers Annual” #1.
Ten komiks to komiks dość typowy. Zbieranina niepasujących do siebie postaci, dużo akcji, dużo przygód i właściwie nic poza tym. Ten album to rzecz na poziomie Wojen nieskończoności, niby coś tam zmienia, ale w zasadzie to bezpretensjonalna rozrywka, jaką już znamy, bo wszystko to już kiedyś gdzieś tam było. Zagrywka z włączeniem Conana (częściowo sięgnięto po nią wcześniej już w albumie Avengers: Bez drogi do domu) do głównego nurtu uniwersum wydaje się być zagraniem podobnym do wciśnięcia tam zabranej ze Spawna Angeli – z tym, że konsekwencje się mniejsze i mniej istotne. Po prostu była postać, była okazja, to trzeba było wrzucić ją do uniwersum, może się przyjmie? Może fani kupią teraz komiksy o Conanie, by poznać go lepiej?
Nudzić komiks nie nudzi. To sprawna, rzemieślnicza robota z paroma dobrymi pomysłami i ogólnie całkiem przyjemnym wykonaniem. I tyle. Aż dziw, że Marvel najpierw wyciągnął z tego 28 zeszytów plus annual, a potem nie porzucił tematu i gdy pisze te słowa, na amerykańskim rynku dostępne są zeszyty z drugiego, jeszcze bardziej pokręconego wolvume’u serii.
A i tak najlepsze pozostają tu rysunki Deodato Jr., który po tej przygodzie odszedł do konkurencyjnego DC Comics. Realistyczne, szczegółowe, drobiazgowe a przy okazji naprawdę wpadające w oko. Dobre też jest tempo całości, komiks nie nudzi i pewien dziwny sposób wsadzenie do niego postaci Conana, bohatera z zupełnie innej bajki, jest przyjemnym zabiegiem, nawet jeśli nie do końca spełnionym.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.