„Silver Surfer” (Tom 2) – Recenzja
Silver Surfer (Tom 2)
Surfer wraca
Drugi i ostatni tom cyklu Silver Surfer od Dana Slotta trafił właśnie do sprzedaży. I jakoś nieźle to wszystko wypada. Nie jest to komiks wielki. Takim Requiem, Czarnemu czy nawet Przypowieści do pięt nie dorasta, ale jednocześnie całkiem fajna to komiksowa rozrywka. I nawet jeśli nie czytaliście części poprzedniej, sięgnąć możecie śmiało, bo choć to kontynuacja, to zarazem i swoisty nowy początek.
Silver Surfer i Dawn Greenwood długo zwiedzali najdziwniejsze zakątki kosmosu, aż przyszedł czas, by odkryli najbardziej zadziwiającą z planet – Ziemię, świat pełen cudów, magii, potworów i oczywiście superbohaterów. Oboje zmierzą się tutaj z tym, co zostawili za sobą, ale już wkrótce wrócą między gwiazdy, gdzie czekają na nich kolejne przygody, kolejne kłopoty i… Galactus, Pożeracz Światów. Czy kosmiczni podróżnicy wyjdą z tego spotkania cało? I czy Surfer, który obiecał towarzyszyć Dawn w każdej wyprawie, jest gotów wybrać się z nią do miejsca, gdzie kończą się wszystkie podróże?
Przedstawiamy drugi i ostatni tom wyróżnionej Nagrodą Eisnera opowieści autorstwa scenarzysty Dana Slotta („Amazing Spider-Man”, „The Superior Spider-Man”) oraz Michaela i Laury Allredów („FF”, „X-Force”, „X-Statix”), znanych z wyjątkowego stylu inspirowanego pop-artem. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Silver Surfer” (2016) #1–14.”
Za pisanie Silver Surfera Dan Slott wziął się w 2014, kiedy właściwie był u szczytu swoich możliwości, co widać było w pisanym przez niego jednocześnie z Surferem, Amazing Spider-Manie (to wtedy powstały takie historie, jak Spiderversum, a Slott wprowadził postacie pokroju Silk czy Spider-Gwen). I wyszło mu to na tyle dobrze, że za zeszyt 11 dostał nagrodę Eisnera, najwyższe wyróżnienie w branży. Potem nastały Tajne wojny, seria skończyła się na piętnastym zeszycie i w końcu wróciła, pokazując nam, co działo się parę miesięcy później.
I właśnie to mamy w tym tomie. Cała ta fabuła to taki nowy początek. I zarazem zamknięcie całej opowieści Slotta. To też taki typowy kąsek kosmosu Marvela, gdzie dzieje się dużo, dziwnie, kolorowo, barwnie i widowiskowo. Dzieje w innym klimacie, niż w tych seriach, których akcja toczy się na Ziemi. I to trzeba lubić, by się w to wczuć i cieszyć tym. Na szczęście Slott serwuje nam tu jeszcze wątki obyczajowe, rozbudowuje relacje między bohaterami, rozwija to wszystko i sprawia, że te dziwy stają się nam bliższe. Nie nad wszystkim tu panuje, rewolucji wielkiej nie robi, czasem w sztampę uderza, ale nadal robi coś przyjemnego.
I fajne to jest graficznie. Ta pop-artowa estetyka, ta iście kreskówkowa cartoonowość kreski Allredów sprawia, że rzecz jest dziwna, kolorowa, czasem niemal do przesady, ale miła dla oka. I dobrze współgra ze scenariuszem, jego szalonymi momentami i całym tym kosmicznym bałaganem, jaki mamy na stronach.
Lubicie Srebrnego? Kosmos Marvela to coś dla Was? Śmiało możecie przeczytać. Lepsze są komiksy w tym temacie, kilka wymieniłem na wstępie, ale i gorsze też się zdarzają. A ten to całkiem przyjemna rozrywka środka, którą wciągnąć można bez obaw.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.