„Timeless #1” (2022) – Recenzja
Timeless #1 (2022)
Czas na zabawę
Kolejna edycja komiksu Timeless to zgrany schemat, znów coś, co już było, bo podróż w czasie, bo różne epoki, bo smaczki. Jednakże wciąż fajnie się to czyta. I chociaż chciałbym, żeby to, co w tym zeszycie się dzieje, dostało więcej miejsca na podbudowę i rozbudowę, to bawiłem się naprawdę dobrze. Tym razem z czystym sercem mogę pozycję tę polecić Waszej uwadze, jeśli tylko lubicie takie historie.
The last battle of Kang the Conqueror! Tyrant of the timeline, master of endless legions, warrior and conqueror without compare, Kang is in search of the one thing he cannot have. But he is not the only one after the Missing Moment, and Kang soon finds himself in a new position — on the run across the events of the Marvel Universe’s future!
Odkąd na początku lat 80. XX wieku w X-Men – a dokładniej w Czasach minionej przyszłości – pojawił się wątek podróży w czasie, Marvel eksploatuje tę kwestię do granic wytrzymałości. Albo i poza nie. Czasem wychodzą świetne dzieła, przełomowe, legendarne, zapadające w pamięć. Czasem jakiś bełkot i męczenie czytelnika. A czasem jest to po prostu niezła rozrywka. Tak, jak teraz właśnie.
Akcja, trochę widowiskowych momentów, fajne budowanie otoczki. Gdyż nie fabuła jest tu szczególnie ważna, a ukazywanie tych wszystkich czasowych wizji i miła szata graficzna, bo jednak w oko to wpada. Efekt jest całkiem przyjemny. Twórcy nie próbują być oryginalni, pretensji zbyt dużo nie mają, więc bawią się. I bawić pozwalają się nam.
Za dużo nie ma co tu pisać. To tylko jeden zeszyt, szybko mija zresztą, bo dynamiczne jest to wszystko. ale na tle większości tego, co wyszło w tym tygodniu – na tle wszystkich tych rozczarowań – Timeless to całkiem pozytywne zaskoczenie.
Autor: WKP