„The Unbelievable Gwenpool #1-19” (2016/2017) – Recenzja
The Unbelievable Gwenpool #1-19
Gwen Poole wchodzi do akcji.
Gwenpool sporo namieszała, odkąd pojawiła się w świecie Marvela. Wielu fanów po dziś dzień myśli, że Gwenpool, a w zasadzie Gwen Poole, to kolejna wariacja odnośnie Gwen Stacy. I w praktyce tak ta postać zaczynała, albowiem była wariantem jednej z okładek, na cześć wyżej wymienionej ukochanej Petera Parkera. Niemniej jednak rosnąca popularność najnowszego nabytku świata Marvela zadecydowała o jej własnej serii. Czy warto po nią sięgnąć?
Przygody Gwen Poole to tak naprawdę swoiste podejście numer 2 do bohatera typu Deadpool. Nasza dziarska heroina trafia całkowicie przypadkiem do uniwersum Marvela, deklarując przy tym, że pochodzi z realnego świata. Wiecie… naszego, gdzie superbohaterowie są znani z kart komiksów, które na co dzień my, maniacy, pochłaniamy. Gwen nie różni się zbytnio od nas. Ma ogromną wiedzę na temat miejsca, w którym się znalazła, znając przy tym tożsamości niemal każdego herosa, na jakiego się natknie. Prowadzi to do kilku interesujących i śmiesznych kadrów, gdzie bohaterka naraża się lokalnym postaciom, m.in. Jane Foster (szerszej publiczności znanej jako Thor). To jednak nie jedyne sytuacje, które nas rozbawią. Tu i ówdzie zostaje przebita czwarta ściana, gdzie Gwenpool zwraca się bezpośrednio do czytelnika, tłumacząc mu, że skoro ma własną serię, to raczej nie umrze, prawda?
Sama Gwen jest niezwykle sympatyczną, dającą się lubić postacią, której niezdarność wywołuje kolejne uśmiechy na twarzy. Przez dość nietypowe podejście do życia, w świecie, w którym przyszło jej obecnie przebywać, często jest postrzegana przez pozostałych bohaterów jako psychopatka. Ma to pewien sens, albowiem postać nie robi sobie absolutnie nic ze zniszczeń, jakich dokonuje w uniwersum Marvela: kradnie, niszczy, zabija, ale nie ma z tego tytułu żadnych wyrzutów, bo … tak najwyraźniej chcą scenarzyści.
Plejada bohaterów jakich nasza protagonistka spotyka na swojej drodze, nie robi raczej wielkiego wrażenia, choć widzimy tu tak znane twarze jak choćby Milesa Moralesa (do którego zresztą bohaterka zwraca się bezpośrednio per Spider-Man, ku jego zdumieniu ), czy Jane Foster.
Panna Pool staje się także agentką M.O.D.O.K.a, co oczywiście doprowadza do widowiskowego starcia. Zresztą, dzięki „latającej puszce z nogami” Gwen zyskuje grupę przyjaciół, w skład której jako pierwszy wchodzi Batroc, złoczyńca klasy C, który deklaruje, że jest w ciągłej walce z Kapitanem Ameryką. Drugim jest Mega-Tony, sympatyczny, gruby nerd, który działa na usługach M.O.D.O.K.a, bo ma niesamowite pomysły na kolejne substancje. Ostatnią członkinią oddziału jest Terrible-eye, która jest swoistą wiedźmą, potrafiącą czarować dzięki swojej masce. Mi osobiście do złudzenia przypominała Raven z Teen Titans, znanej serii komiksowej, pewnego, konkurencyjnego wydawnictwa. Oprócz tej radosnej gromadki, Gwen sporadycznie towarzyszy też Cecil, genialny haker, który w obecnym stadium jest duchem, a okazjonalnie pomaga Pool. Wszyscy Ci bohaterowie stanowią oś napędową większej części, póki co, 19-zeszytowej serii.
Oczywiście mamy tu też numer, gdzie nie brakuje Deadpoola, z którym heroina jest często porównywana (co ciekawe, sama Gwen deklaruje, że nie czyta Deadpoola, bo jest zbyt memogenny). Starcie z najemnikiem z niewyparzoną gębą jest jednym z ciekawszych w całym runie. Tam Wade… a zresztą, przeczytajcie sami.
Za cały scenariusz praktycznie odpowiada Christopher Hastings, stosunkowo mało popularny scenarzysta, mający na koncie m.in. komiksy z serii Adventure Time oraz tie-in do Fear Itself z Deadpoolem. Za pastelowe strony, wypełnione po brzegi akcją, odpowiada japoński oddział Gurihiru. Czuć to, bo rysunki są delikatnie mangowe. Dominujące kolory to te, powiązane z żeńską publicznością. Różu tu nie brakuje.
Warto zaznaczyć, że perypetie Gwenpool czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. To tego typu czytadło, które łykamy podczas jednego wieczoru lub podczas jazdy na obiad do mamy, w weekend.
Jeśli miałbym się przyczepić do czegokolwiek w tej serii, to zdecydowanie do infantylności. Żadna z prezentowanych tu akcji nie ma większych konsekwencji. W związku z tym wydarzenia zawarte w komiksach z serii The Unbelievable Gwenpool należy traktować z przymrużeniem oka. Nie trzeba jednak uznawać tego za wadę, albowiem jeśli ktoś chce jakiegoś odmóżdżenia i dobrej jatki z kart komiksów, to przygody Gwen Poole będą jak znalazł. Jeśli czytaliście Deadpoola, to całkiem możliwe, że i ta seria komiksów przypadnie Wam do gustu. Natomiast jeśli szukacie ambitniejszych treści, to możecie spokojnie ominąć przygody tej nowej bohaterki.
Autor: Zilla
Czy Gwenpool wyjdzie w Polsce?