„Uncanny X-Force: Sposób na Apocalypse’a” – Recenzja
Uncanny X-Force: Sposób na Apocalypse’a
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym, że kultowy run Ricka Remendera, Uncanny X-Force, traktujący o drużynie mutantów, która nie boi się ubrudzić swoich rąk, zostanie wydany w Polsce, nie mogłem powstrzymać radości. Jakby tego było mało, wydaje go Mucha Comics, która swoje komiksy oferuje w bardzo ładnych, twardych oprawach, z dodatkiem szkiców koncepcyjnych na końcu każdego tomu, co budowało jeszcze bardziej mój entuzjazm. Może to będzie trochę fanbojowanie, ale zaręczam Wam, że warto sięgnąć po ten komiks. Dlaczego? Czytajcie dalej…
Nowa inkarnacja X-Force opowiada o drużynie, która działa w podziemiu. O ich istnieniu nie wie w tej chwili nikt. Po ostatnim rozwiązaniu grupy przez Cyclopsa, Wolverine postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i stworzyć nowy oddział, składający się głównie z osób, które miały już splamione dusze złymi występkami. Oddział, który nie cofnie się przed niczym, by wykonać swoją misję… oczywiście w imię dobra. Na świecie ponownie odradza się Apocalypse w formie dziecka, który powolnie jest przyuczany do tego, kim się stanie w przyszłości i jakie jest jego przeznaczenie. X-Force wyrusza w pościg za mutantem, by stłamsić zło w zalążku, nim zostanie uwolnione na świat. Pytanie tylko brzmi, czy posuną się do morderstwa, póki co, niewinnej istoty, by zapobiec katastrofie?
Tak naprawdę, to co opisałem, to tylko część fabuły, gdyż zeszyty zawarte w pierwszym (z czterech) tomie, opisują jeszcze wydarzenia z tomiku Deathlok Nation. Jednak historia Apocalypse’a jest główną osią fabularną, a jej skutki będą prześladować bohaterów niemal do samego końca.
Nowa drużyna X-Force składa się z postaci takich jak: Deadpool, Psylocke, Fantomex, Archangel oraz Wolverine. Sam Rick Remender dobierał herosów do nowej inkarnacji w taki sposób, by każdy z nich miał już w sobie ziarenko zła, zasadzone niegdyś w przeszłości i rozumiał skutki pewnych działań. Pomimo iż grupa składa się z osobistości, które zdecydowanie preferują działania w pojedynkę, nie mogę odmówić niezwykle widocznego uzupełniania się bohaterów. Prowadzenie postaci odbywa się tu po mistrzowsku, gdzie pomimo różnic herosi działają ramię w ramię w imię wyższego dobra. Dialogi nie są naciągane, a rozmowy pomiędzy nimi wypadają bardzo naturalnie. Pozwala nam się to co nieco identyfikować z postaciami, których poczynania śledzimy, ponieważ każde z nich nosi ze sobą swoje demony, przez co wydarzenia zawarte w tym i następnych tomach, będą wystawiać na próbę ich umiejętności i podejście.
Pomimo dość poważnej, a wręcz ponurej atmosfery, nakreślanej dodatkowo przez świetnych artystów (o których za chwilę…) można tu się doszukać nieco humoru. Przede wszystkim jest to zasługa dwójki bohaterów, w postaci Fantomexa i Deadpoola. Ten pierwszy to niejako syntetyczny byt, wyhodowany w ramach programu Weapon Plus, w sztucznych warunkach, który udaje Francuza o imieniu Jean Phillipe (sam Fantomex deklaruje, iż nie jest Francuzem, zaś akcent, którego używa drażni innych oraz po prostu mu się podoba). Ów bohater jest podrywaczem i cwaniakiem, który mi osobiście przypominał niejako Gambita, z nieco bardziej tajemniczym originem. Często zresztą komentuje to, co się dzieje w kolejnych panelach. O Deadpoolu powiedziano już w sumie wszystko, aczkolwiek ta postać po prostu rewelacyjnie się sprawdza w działaniach drużynowych, gdzie często służy jako główny comic relief. Okazjonalnie zdarza się też być pomocna. Tu świetnie pasuje do mrocznego klimatu, w jakim są osadzone realia komiksu.
Pomimo faktu, iż Cyclops (który ma krótkie cameo w tym komiksie) deklaruje, iż drużyna nie jest już potrzebna, według tego co prezentuje fabuła właśnie jest. Dużo zła jeszcze kiełkuje na świecie. Wychodzi więc na to, że taki oddział jak X-Force jest wręcz niezbędny. Jego członkowie nie boją się sięgnąć po środki, na które inni baliby się choćby spojrzeć. Dla mnie ta inkarnacja X-Force to definicja słowa „badass”. Być może dlatego tak szybko i dobrze czyta się ten komiks. Mówiąc inaczej – śledzenie poczynań Wolverine’a i spółki to czysta przyjemność. Człowiek chce od razu sięgnąć po więcej.
Postawmy jednak sprawę jasno: komiks ma swoje grzeszki, gdzie bohaterowie (z pewnym trudem, ale jednak…) rozprawiają się z jeźdźcami Apokalipsy, towarzyszących odradzającemu się mutantowi, i dostają się do bazy, która w założeniach jest nie do zdobycia. Ale umówmy się, to komiks, to ma się wszystko dobrze skończyć (przynajmniej w większości).
Gęsta atmosfera to zasługa przede wszystkim Jerome’a Openy, który swoimi, specyficznymi szkicami nadał niesamowitego klimatu tej historii. Wszystko jest utrzymane w mrocznej kolorystyce, gdzie dominują zimne barwy, jak fiolet, czerń czy granat. Na początku ciężko się przyzwyczaić, ale już potem jest z górki. Towarzyszy mu Leonardo Manco, w drugiej historii w tym tomie, aczkolwiek jego kreska to już lżejszy, nieco cieplejszy styl, który wypada zdecydowanie gorzej na tle prac Openy. Komiks uzupełniają wariantowe okładki takich osób jak: Esad Ribic, i Rafael Albuquerque, które świetnie wpasowują się w zwieńczającą tom galerię, gdzie znajdziemy też sporo szkiców.
Tomik dostajemy w twardej oprawie, z bardzo fajną ilustracją autorstwa wspomnianego pana Ribica. Grafika przedstawia gotową do akcji drużynę w pełnym składzie. Grzbiet zdobi zaś logo ekipy oraz początek panoramy ze składem X-Force. Ta powstawać będzie wraz z kolejnymi (trzema) tomami serii. W środku znajdziemy przyjemne w dotyku, półmatowe kartki. Wypełnione są one prawdziwie cudownymi panelami. To wszystko za cenę 80 złotych bez grosza.
Podsumowując, Mucha wydała coś bardzo kompletnego, coś, co powinno znaleźć się na półce każdego maniaka komiksów Marvela. Doskonale napisany i narysowany komiks, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji i charyzmatycznych bohaterów. Ma on swoje grzechy (chyba jak każdy komiks superbohaterski). Ma też rozwiązania naiwne. Takie zabiegi sprawiają, że trzeba się czasem podrapać po głowie albo zajrzeć na Wiki, by uzupełnić swoją wiedzę. Mimo wszystko. to dobre czytadło. Można jedynie powiedzieć, że niekompletne. Dlaczego? Po zamknięciu czuje się niedosyt.
Autor: Zilla