„War of The Realms: Punisher #1” (2019) – Recenzja
War of The Realms: Punisher #1 (2019)
Tym razem przyszło mi recenzować jeden z tie-inów niedawno rozpoczętego eventu War of the Realms. O co dokładnie chodzi? Malekith wypowiada walkę wszystkim dziesięciu światom drzewa Yggdrasil (Drzewa Życia). Kolejno jego ofiarami padły padały Asgard, Alfheim, Heven, Jotunheim, Muspelheim, Niffleheim, Nidavellir, Svartalfheim i Vanaheim, a ostał się tylko Midgard (Ziemia). Oczywiście bohaterowie naszej planety będą chcieli udaremnić starania przywódcy Mrocznych Elfów, ale czeka ich niełatwe zadanie, ponieważ po jego stronie stoją takie „gwiazdy” uniwersum Marvela jak: Loki, Urlik, Kurse, Queen of Heven czy sama Enchantress i wiele innych. Malekith w końcu otwiera portal do Nowego Jorku, gdzie, jak już zresztą wiemy, mieszka Punisher. Ten zaś nie pozostanie bierny w czasie ataku i z determinacją zmierzy się z Lodowymi Gigantami, Mrocznymi Elfami i innymi potworami, by tylko obronić niewinne miasto. Co z tego wyniknie? Czy Frank Castle sobie z nimi poradzi?
Za fabułę odpowiedzialny jest Gerry Duggan, który słusznie przeniósł akcję do Wielkiego Jabłka, bo prawdę mówiąc kolejny scenariusz gdzie bohaterowie walczą ze złoczyńcami na wielkiej przestrzeni staje się już powoli nudny. Sprowadzenie walk na tereny bardziej lokalne, zamiast globalnych (albo kosmicznych), gdzie wije się milion postaci i z trudem można połapać się w tym, kto z kim walczy, wyszedł tu zdecydowanie na plus. Nie ukrywam, że odgrzewanie jednego i tego samego kotleta, jeśli chodzi o serie, zaczyna być irytujące. Jednak tę część bardzo miło mi się czytało. Ciekawie poprowadzona akcja, mało przedłużanych dialogów i dynamika powoduje, iż komiks jest lekki w odbiorze i dosłownie pochłania się go. Niestety, część z czytelników może się zawieść, bo historia zdecydowanie nie jest odkrywcza. Punisher rozprawia się z potworami, by uratować kolejne bogu ducha winne istnienia z Nowego Jorku i odeskortować je do szpitala. Nihil novi.
Oprawa graficzna autorstwa Marcelo Ferreiry oraz Rachelle Rosenberg jest całkiem niezła. Dzięki niej można naprawdę docenić dynamizm tego zeszytu, który w dodatku nie jest przesadnie kolorowy, co również działa tu jako zaleta. Detale, szczególnie związane z potworami, są ekstremalnie uwidocznione, co na pewno będzie gratką dla wzrokowców. Mamy tu też sporo różnych ciekawych efektów i elementów jak płomienie, krew czy wykrzywione strachem twarze, więc jeśli ktoś lubi tego typu klimaty, War of The Realms: Punisher #1 jest przeznaczone właśnie dla niego.
Ogólnie rzecz biorąc, omawiany tu wolumin nie jest zły, ale sam pomysł jest jest już mocno wyświechtany, a przez to nudny. Cały ten event na chwilę obecną nic nowego nie wprowadza do uniwersum Marvela. Zakładam też, że pewnie po zakończeniu wszystkich cyklów pobocznych związanych z nim również nic zaskakującego się nie wydarzy. Jednak jako mocną stronę możemy zdecydowanie zaliczyć tu świetną stronę graficzną i zmniejszoną strefę walk, jaką jest Nowy Jork. Zmniejsza to chaos, który powstał przy całym tym zamieszaniu. Jak tytuł wskazuje, komiks traktuje głównie o walce Punishera z różnorakimi złoczyńcami, więc niczego więcej tu nie dostajemy, aczkolwiek jest to w porządku. Przynajmniej nie wprowadza to zbędnego bałaganu. Komiks ten polecam tylko i wyłącznie fanom Punishera, którzy nie będą (zbytnio) poirytowani kolejnym, nudnym eventem rozgrywającym się na Ziemi.
Autorka: Lynn