„White Widow” #1 (2023) – Recenzja

White Widow #1 (2023)
Biała Wdowa

White Widow. No tak pół na pół z tym jestem. Bo tak – patrzę na to i mam wrażenie, że widzę jakąś popłuczynę po Dagger. Albo White Tiger. Czytam to i jest nieźle, ale jakoś w tej postaci nic ciekawego nie znajduję. Fajna całkiem akcja, ale bohaterka jakaś taka nijaka. I tak i fajnie się czasem bawię, i nudzę. I tak rozdarty jestem, bo nieźle jest, ale mogło być o wiele lepiej.


Yelena Belova returns! Superspy. Rogue agent. Shadow of the Black Widow. Yelena Belova has been many things, but striking out as a hero in her own right is new to her. Now that she’s finally free to choose her own path, who will she become? Sarah Gailey (Buffy the Vampire Slayer, Eat the Rich) joins forces with Alessandro Miracolo (Obi-Wan, Yoda) for a groundbreaking new chapter in the life of one of Marvel’s most enigmatic antiheroes.


Kiedy czyta się ten komiks, odnosi się wrażenie, że Sarah Gailey chciała podpatrzeć u Matt Fractiona, jak robić takie historie, ale tylko podpatrzyła to, co powierzchowne. I poszła nieco inną drogą, bardziej sensacyjną, bardziej taką superhero, a tu aż prosiło się o coś bardziej przyziemnego, ludzkiego. No bo Yelena Belova to taka postać – szczególnie w beznadziejnej filmowej wersji – która wiele ciekawego w sobie nie ma i to można by wykorzystać, by zrobić z niej coś intersującego, pogłębić ją, pójść nieoczywistą drogą, a wszystko tu jest oczywiste niestety.

Fajnie narysowane, ale też nie jakoś ponad przeciętność. No i w sumie całość jest takim właśnie przeciętniakiem. I wątpię by w dalszych zeszytach (będą jeszcze trzy) wyszło z tego coś lepszego. Choć nadal przeczytać można, bo całkiem spoko to zeszyt.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x