„Winter Soldier #1” (2018) – Recenzja
Winter Soldier #1
Zimowy Renegat
Przyznaję się bez bicia, że postać Zimowego Żołnierza jest mi znana wyłącznie z filmów należących do MCU. Przy różnorodności bohaterów i ilości komiksów wypuszczanych przez wydawnictwo Marvel nie powinno to dziwić. Nieraz nie wszystko da się przeczytać i nie każdą postać poznać. Można jedynie wierzyć, że od czasu do czasu uda się czytelnikowi nadrobić jakąś zaległość. Tak też postanowiłam uczynić, gdy dowiedziałam się, że od grudnia zaczyna wychodzić nowa seria pod tytułem Winter Soldier.
Już na wstępie okazało się, że moja niemal znikoma znajomość charakteru Bucky’ego Barnesa w zupełności wystarczy, by odnaleźć się w nowym komiksie. Dla tych zupełnie zielonych przygotowano dwustronicową retrospekcję opisującą kluczowe momenty z życia bohatera. Nie do końca radząc sobie z przeszłością i „nowym” życiem, Barnes, niczym Lorenzo Lamas w Renegacie, krąży po Stanach i pomaga skruszonym przestępcom porzucić zbrodniczy proceder, oferując im nowy start w zamian za całkowite porzucenie poprzedniego życia, co, jak się później dowiemy, nie każdemu zupełnie odpowiada.
Barnes w tym wydaniu niesamowicie do mnie przemawia. Wie, ile złego zrobił i nie czuje się bohaterem po mimo ułaskawienia za pomoc w walce z Hydrą. Dziury w pamięci wcale nie poprawiają tego samopoczucia. Nie kreuje się na wielkiego herosa od spraw galaktycznych, ale twardo stąpa po ziemi bliżej ludzkich problemów. I właśnie to podoba mi się najbardziej – słodko-gorzkie dobro, które przyszło mu czynić. Ponieważ jego działania są bardziej lokalne, to i problemy stawiane na jego drodze są spersonalizowane. Stąd też nie dziwi, że przyjdzie mu się zmierzyć z RJ’em – nastoletnim asasynem wyszkolonym przez Hydrę na obraz i podobieństwo Bucky’ego.
Mogę sobie tylko wyobrażać, jakim ciosem dla tej organizacji musiała być „dezercja” Barnesa. Nie dziwi też, że pragną wywrzeć na nim swoją zemstę, będącą również nauczką dla przyszłych najemników – z Hydry nie można odejść bez konsekwencji. My nie zapominamy i nie opuszczamy, bez względu na to ile czasu minie. Jakby nie patrzeć, napawało mnie to dużą dozą niepokoju, ponieważ tak naprawdę ta walka nigdy się nie skończy. Niby wątek dość klasyczny, ale tak diablo logiczny w tej sytuacji, że niemal mnie dziwi, iż nie został wcześniej wykorzystany (a może?). Do tego spotkanie z RJ’em jest dla Bucky’ego jak bolesne spojrzenie w lustro, co z kolei może spowodować całą lawinę nieprzewidzianych konsekwencji. Moja głowa aż kipi od potencjalnych możliwości wykorzystania tego wątku i wręcz nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie.
W porównaniu z „prawdziwą niemal do bólu” fabułą, będącą logiczną konsekwencją czynów i wyborów Zimowego Żołnierza, strona graficzna komiksu nie do końca do mnie nie przemawia. Kolory wybrane przez Roda Reisa są świetnie zgrane i w pełni oddają klimat zwyczajności. Jakby tego było mało w najważniejszych momentach przeskakują na zupełnie inną paletę barw zmieniając odczucia co do kadru o 180 stopni, co moim zdaniem jest zabiegiem po prostu genialnym, ale… Styl rysowania postaci czy kolejnych scen jest po prostu nie dla mnie. Nie lubię takiej pozornej niedbałości, braku szczegółów i pewnej umowności, ale to już kwestia gustu. Ja zwyczajnie jestem miłośniczką detalu i dopracowania, pozwalających mi wyłowić z kadru jak najwięcej mniej lub bardziej istotnych smaczków. Taki sposób rysowania sprawia, iż skupiam się niemal wyłącznie na „dymkach”, grafiki odsuwając na dalszy plan, a przecież stanowią one integralną część komiksu. Dlatego tak bardzo mi się to nie podoba.
Powrót Winter Soldiera w nowej odsłonie jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. Historia zaprezentowana nam przez Kyle’a Higginsa jest logiczna, spójna i w gruncie rzeczy prosta, ale otwierająca się na niesamowite rozwiązania fabularne, jakie mogą pojawić się w kolejnych zeszytach. Innymi słowy pierwsza część dużo obiecuje i mam nadzieję, że przyszłość nie pokaże, iż były to tylko czcze przyrzeczenia. Styl rysowania mi nie odpowiada, ale od kompletnej klapy ratują go świetnie zgrane kolory i cudowne, barwne zabiegi. Scenariusz przedstawia nam obraz prawdziwego człowieka z problemami, który staje się nam bliższy niż ci wszyscy, kosmiczni herosi i mam nadzieję, że z czasem komiks tego nie zagubi. Jak na początek jest bardzo dobrze i oby tak już zostało.
Autorka: Powiało Chłodem