„Wolverine: Deep Cut” #1 (2024) – Recenzja
Wolverine: Deep Cut #1 (2024)
Płytkie cięcie
No i się stało. Chris Claremont tworzył różne komiksy, jedne lepsze, inne gorsze, ale nigdy nie było to złe. A teraz proszę, Wolverine: Deep Cut to kawał komiksu, który fajnie wygląda, ale fabularnie właściwie nie istnieje. Przeczytać więc można tylko wtedy, gdy jesteście fanatykami, którzy przeczytać muszą wszystko, cała reszta śmiało może darować.
OUT OF THE OUTBACK ON A LIFE-AND-DEATH MISSION! At last – LOGAN’s secret adventure revealed! Featuring a sinister revelation and claw-to-claw confrontations with SABRETOOTH, this is a must-have WOLVERINE story for new and long-standing fans alike that simply cannot be missed! Back in UNCANNY X-MEN #246, Logan set off from the Australian outback, leaving behind what was left of the X-MEN, for a personal mission. Now, after decades of mystery, Chris Claremont reveals just what Wolverine got up to before his classic battle with the REAVERS! The next Chris Claremont-penned mutant saga begins, with the untold story of Wolverine’s most personal mission!
Walka, walka i walka. Większość tego zeszytu to nic innego, jak taka bezsensowna nawalanka. Claremont całe życie żył X-Menami, od pewnego czasu żyje już właściwie tylko sentymentami za nimi i latami, kiedy nad nimi pracował, więc wraca do tego raz po raz. Teraz wrócił znów i co? A no to, że nie wystarcza już sam sentyment do tego, co było kiedyś. Raz czy dwa się to sprawdziło, teraz Chris doszedł do wniosku, że po co się starać, skoro samo to wystarcz. Ale nie wystarczyło.
Efekt to zeszyt złożony z fajnych rysunków i niczego poza tym. Czyta się to szybko i… i tyle. Aż szkoda to pisać, ale tak właśnie jest.
Autor: WKP
Ilustracje: AIPTComics