„X-Men. Era Apocalypse’a #04: Zmierzch” – Recenzja

X-Men. Era Apocalypse’a #04: Zmierzch
Koniec pewnej ery 

X-Men. Era Apocalypse’a, legendarny mutancki event, właśnie dobiegła końca. Czwarty i ostatni tom tej opowieści ukazał się już na polskim rynku i chociaż teraz historia ta robi zdecydowanie mniejsze wrażenie niż przed laty, bo i zestarzała się sporo, i trochę jest przeciągnięta, wciąż to jednak kawał dobrego komiksu, który poznać warto. I wypada, choćby ze względu na jego legendarny już status.


Profesor X nie żyje! Alternatywny świat, który powstał w następstwie tej tragedii, jest mroczną dystopią rządzoną przez wiecznego Apocalypse’a i jego akolitów. Liczy się w nim jedynie przetrwanie najsilniejszych mutantów, ludzkość zaś skazana jest na wyginięcie.

Jest jednak nadzieja na naprawienie historii – szalony plan Magneto, który nabiera kształtów dzięki uporowi i poświęceniu X-Men. Niestety, obłąkany despota krzyżuje im szyki, więżąc Magneto w swojej cytadeli. Zdesperowani X-Men przypuszczają atak na centrum władzy Apocalypse’a, aby uwolnić swojego przywódcę, wysłać Bishopa do przeszłości i przywrócić pierwotną rzeczywistość, zanim dosięgnie ich nuklearna zagłada zgotowana przez Wysoką Radę Ludzi. W tym rozpaczliwym wyścigu z czasem X-Men ryzykują nie tylko życiem, ale także losem całego wszechświata. Pytanie, kogo zniszczą w pierwszej kolejności – Apocalypse’a czy siebie samych? Świat mutantów już nigdy nie będzie taki sam!

ERA APOCALYPSE’A: ZMIERZCH to czwarty i ostatni tom przełomowej dla uniwersum mutantów historii z lat dziewięćdziesiątych i prawdziwa wizytówka największych talentów pracujących w amerykańskiej branży komiksowej tamtych lat.


X-Men. Era Apocalypse’a #04: Zmierzch

Era Apocalypse’a to jedna z najbardziej znanych opowieści o marvelowskich mutantach. Debiutując w połowie lat 90. XX wieku, stała się wielkim hitem, który zainspirował kolejnych twórców – choćby autorów Sagi klonów – a jej echa czy wariacje na temat całej opowieści w serii pojawiają się po dziś dzień. Wydawana swego czasu przez TM-Semic, seria X-Men w Polsce zakończyła się na krótko przed tym eventem i czytelnicy z naszego kraju musieli czekać długie lata, zanim cale wydarzenie trafiło do ich rąk. A teraz mogą cieszyć się ostatnim tomem.

I cieszyć jest się czym. Bo nawet jeśli historia nie jest równa – nie mogła być, skoro składają się na nie zeszyty różnych serii, pisane i rysowane przez innych artystów – i nawet jeśli bywa naciągana albo trąci kiczem, to są to kicz i naciągnie, które mają w sobie mnóstwo wdzięczności i uroku. Akcja jest tu epicka, wydarzeń dużo, a sam event cechuje się różnorodnością. Każda z serii wchodzących w jego skład ma inny charakter: od poważnych i cięższych komiksów wypełnionych ponurą akcją, po zabawne, lekkie i dziwne zeszyty. A w tym tomie, chociaż akcja pędzi już na złamanie karku, zmierzając do wielkiego finału, nie brakuje miejsca na rozbudowywanie tych indywidualnych cech.

Czyta się to dobrze, choć tekstu jest dużo – ale jest to tekst jakościowo lepszy od tego, jaki ostatnio spotykamy w marvelowskich seriach, bardziej literacki i często cięższy w pozytywnym tego słowa znaczeniu – i świetnie się ogląda. Owszem, są tu prace, które graficznie bym chętnie zmienił całkowicie (Madureira), ale zdecydowana większość (Kubert, Epting, Bachalo) jest po prostu znakomita. I tak zwyczajnie bardzo dobry jest też sam event, ładnie wydany i…

Właśnie, w tym miejscu warto jednak wspomnieć o brakach, jakie zauważyć można w naszej edycji. Sama Era podzielona jest na dwa etapy: preludium i główne wydarzenie. Z owego preludium dostaliśmy Legion’s Quest z dodatkowym zeszytem z nim powiązanym, ale bez prologu, który moim zdaniem bardziej byłby tu na miejscu niż ów spin-off. Pominięto za to pięć zeszytów: X-Men #38-39, X-Factor #108-109 i Uncanny X-Men #319. W kwestii głównego eventu pominięto zarówno wydaną później mini-serię Blink (co nie ma większego znaczenia), jak i zeszyty X-Men Chronicles #1-2, X-Universe #1-2 – czyli poboczne dość epizody – oraz swoisty epilog w formie X-Men #53-54 i  X-Men: Prime. Nie są to jakieś znaczące cięcia, ale warto o tym pamiętać, sięgając po album.

A warto to zrobić.  Age of Apocalypse to klasyka, którą znać wypada, ale i warto. I wracać do niej, co jakiś czas. A może gdy następnym razem zasiądziecie do lektury, zrobicie to nie według układu zeszytów naszej edycji a oficjalnej chronologii, jaką znajdziecie na stronie Marvela?


Autor: WKP


Mucha Comics

Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Mucha Comics. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu – serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Diziti

Był taki moment, że owego profesora zastąpił Wolverine. I dobrze sobie radził. Jak wiadomo wszyscy ludzie są do zastąpienia. Czy tego ktoś lub ktosia zdecydowanie chce, czy tego ktoś lub ktosia zdecydowanie nie chce.

1
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x