„A-Force #1-8” (2016) – Recenzja

A-Force #1

Osoby śledzące komiksy Marvela z pewnością kojarzą wydarzenie Secret Wars. Dla niewtajemniczonych: był to ogromny event, który w zeszłym roku zatrząsł uniwersum w posadach. W skrócie – Doctor Doom ogłosił się bogiem i z pomocą Doctora Strange’a stworzył tzw. Battleworld – kontrolowaną przez siebie planetę podzieloną na przeróżne sektory. Jednym z nich była Arcadia, czyli śliczna, spokojna wyspa, której mieszkańcy wiodą swoje powolne, codzienne życia, chronieni przez A-Forcegrupę superbohaterek pilnujących ładu i porządku, a także broniących tego miejsca przed zagrożeniami z zewnątrz.

Drużynie przewodziła She-Hulk, a wśród członków samej ekipy znalazła się większość heroin Marvela, jak choćby Storm, Medusa czy Miss America. Na początku krótkiej serii (o tytule A-Force właśnie) z 2015, która przedstawiła team i jego przygody w świecie Arcadii, szeregi zasiliła całkiem nowa postać. Singularity, bo tak się ona nazwała, spadła bohaterkom z nieba – dosłownie. Jej pochodzenie było owiane tajemnicą, a wiadomo było jedynie, że jest wymiarem rzeczywistości, który z jakiegoś powodu zyskał samoświadomość i przyjął formę ludzkiej dziewczyny. Brzmi jak rzecz, która zdarza się od czasu do czasu w superbohaterskich światach, prawda?

Czas mijał, a z nim Secret Wars dobiegało końca. Po zakończeniu eventu rozpoczęła się linia All-New, All-Different Marvel. Planeta Dooma poszła w niepamięć, a bohaterowie, w większości, wrócili do porządku dziennego. Tak się jednak z Singularity nie stało. Dziewczynka pojawiła się nagle w przestrzeni kosmicznej, nie wiedząc, skąd się tu wzięła, i postanowiła odnaleźć swoje przyjaciółki z A-Force. Pierwszy numer nowej serii skupia się właśnie na tym, jak mała anomalia odwiedza różne miejsca, wołając „przyjaciółka!” i wpadając w objęcia zdezorientowanych postaci.

Niestety, okazuje się, że nikt jej nie pamięta – co gorsza, nie wiedzą nawet o istnieniu Battleworldu czy A-Force (po zakończeniu Secret Wars większość postaci Marvela nic z tego okresu nie pamięta i nie wie, że coś takiego w ogóle miało miejsce). Grupę ściągniętych w jedno miejsce superbohaterek szybko łączy jednak wspólny wróg i potrzeba ocalenia świata przed zagrożeniem. Captain Marvel, She-Hulk, Medusa, Dazzler oraz Nico Minoru łączą siły z Singularity i zawiązują drużynę. Po jakimś czasie dołączyła do nich jeszcze jedna postać, zgrabnie nawiązująca do świata poprzedniej wersji A-Force… ale nie będę spoilerować, kto to taki.

Pierwsze parę zeszytów przedstawia znane z wielu innych tytułów wiązanie się członków grupy, zmuszonych stawić czoła większemu przeciwnikowi, chociaż część nie ma ochoty pracować z pozostałymi. Nie przedstawiono tu tego w szczególnie oryginalny czy ciekawy sposób, chociaż za duży plus uważam fakt, że bohaterki w większości się znają, więc ich interakcje są bardziej interesujące i mają jakieś podłoże. Ale o tym więcej za moment. Po standardowym originie zespołu dostajemy drugi wątek fabularny, tym razem powiązany z wprowadzeniem nowej postaci oraz ogromnego, nieco bardziej osobistego, wroga. Jest to, niestety, historia równie typowa, a nawet wyświechtana. Zagrożenie, na początku przedstawione jako całkiem masywne, szybko staje się tylko niewielką przeszkodą, a walka z nim jest nieco nużąca.

Nie są to jednak znaczące wady, bo w żaden sposób nie umniejszają one przyjemności płynącej z lektury. Istnieje jednak jeden problem, który już nieco w niej przeszkadza: oba wątki są… urwane. Pierwszy arc kończy się, dostajemy miłe zakończenie, po czym pojawia się cliff-hanger informujący, że to nie koniec, gdyż czeka nas coś jeszcze! I co? I nic. Przechodzimy do nowej historii. Ta kończy się właściwie tak samo. Nie wiem, czy scenarzystka – G. Willow Wilson – po prostu bardzo spieszyła się do opowiedzenia kolejnego rozdziału komiksu, czy może planuje ona powrócić do obu tematów w przyszłości – grunt, że na razie robi to nie najlepsze wrażenie.

Ostatni z omawianych przeze mnie zeszytów, ósmy (chociaż obecnie na rynku jest już dziewięć numerów, a dziesiąty pojawi się w niebawem), jest już częścią nowego marvelowskiego crossoveru, czyli Civil War II. Captain Marvel, jedna z członkiń A-Force, jest głównodowodzącą jednej ze stron konfliktu, całe wydarzenie musiało więc wpłynąć na jej drużynę. Wpłynęło – jedna z jej przyjaciółek została ciężko ranna, a cała sytuacja doprowadziła do starcia i rozłamu w grupie. W kolejnych numerach przekonamy się, jak bohaterki sobie z tym poradzą.

Coś więcej o samych postaciach, bo w końcu to na nich opiera się cały komiks. Obecny skład A-Force jest wspaniale dobrany, absolutnie urzekający, pełen dobrze znanych i dających się łatwo polubić heroin. Drużyną znowu – jak w oryginalnej serii – dowodzi She-Hulk. Opisana w komiksie jako osoba uwielbiająca bić się, żartować i bić się (znowu), chociaż komiks pokazuje, że lubi też troszczyć się o resztę drużyny. Captain Marvel dobrze sprawdza się jako przeciwwaga dla nieco wybuchowej liderki, chociaż nie ma okazji wykazać się aż tak często.

Dazzler występuje tu w gorzkiej, punkowej, nie tak radośnie kolorowej, jak zazwyczaj, wersji – bardzo mi to odpowiada, chociaż wcześniejsza odsłona również mi pasowała. Medusa jest niestety nieco zaniedbana, najczęściej robi po prostu za tę arogancką, kwestionującą pomysły innych członkinię, która jeszcze nie miała swojego momentu, by zabłysnąć. Nico Minoru dostaje za to naprawdę sporo czasu dla siebie, może się wykazać – nie tylko jako potężna wiedźma, ale i interesująca, wciąż dorastają postać. Singularity jest słodka i pełna dobrych intencji, chociaż nie do końca jeszcze rozumie świat i interakcje międzyludzkie. Postać, która dołącza do teamu na kilka numerów, a której tożsamości nie chcę zdradzać, ma genialną dynamikę i cudownie wpasowuje się w serię – chciałabym, żeby jeszcze kiedyś się pojawiła.

Same relacje między członkiniami są naprawdę ładnie przedstawione, realistyczne i ujmujące. Szczególnie urocze jest to, jak traktują małą Singularity. Grupa herosów, która walczy ramię w ramię, przerzuca się zabawnymi one-linerami. Znajdują też czas na rozmowę na nieco bardziej osobiste tematy, a po bitwie idzie wspólnie na piwo i ciasto. Przecież to brzmi świetnie. Sprawdza się równie dobrze. Nawet w zeszycie powiązanym z Civil War II, w którym przyjaźnie się sypią. Tam z kolei umiejętnie ukazano konflikty i fakt, że postacie mają własne zdania oraz charaktery.

Komiks rysowany jest przez dwie osoby. Pierwsze cztery numery są autorstwa Jorge’a Moliny z kolorowaniem Laury Martin. Kolejne zaś rysuje Ben Caldwell z kolorem Iana Herringa. Różnica w kreskach jest znacząca: styl tego pierwszego jest znacznie dokładniejszy, odrobinę bardziej realistyczny, z głębokimi kolorami i fantastycznym cieniowaniem, przez które postaci nabierają trójwymiarowości. Caldwell tworzy bardziej komiksowo, z uproszczoną, ekspresyjną kreską, przy tym ze zacznie żywszymi, jasnymi barwami. Obie wersje są dynamiczne i robią wrażenie, zwłaszcza w scenach walki, ale to, która bardziej spodoba się czytelnikowi, zależy wyłącznie od jego preferencji. Mnie urzekł zwłaszcza beztroski styl najnowszych zeszytów, chociaż pierwsze to też kawał dobrej roboty.

Podsumowując, pierwsze osiem numerów drugiej serii A-Force (A-Force Vol. 2 #1-8) to niezwykle przyjemna lektura. Fabuła raczej nie powala, ale jest szybka i zajmująca, a w dodatku pozwala wykazać się bohaterkom. Te natomiast są fantastyczne, mają mnóstwo charakteru, świetne relacje, sporo czasu poświęca się im samym i bardzo łatwo je polubić. Dialogi są zabawne, a kreska – w obu wydaniach – miła dla oka i pasująca do klimatu. Mimo pewnych scenariuszowych mankamentów historia wciąga i sprawia, że czeka się na więcej. Ja na pewno sięgnę po kolejne zeszyty. Szczególnie te, które nastąpią po zakończeniu Civil War II. Stawiam na to, że namiesza to w teamie.

Zdecydowanie polecam zapoznanie się z serią A-Force.

Autorka: Sida

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x

Agencja T.A.R.C.Z.A. zmusiła nas do śledzenia twoich poczynań poprzez pliki cookie! Czym są T.A.R.C.Z.A. i pliki cookie dowiesz się tutaj.

Co to są pliki cookies? Cookies, zwane również ciasteczkami (z języka angielskiego cookie oznacza ciasteczko) to niewielkie pliki tekstowe (txt.) wysyłane przez serwer WWW i zapisywane po stronie użytkownika (najczęściej na twardym dysku). Parametry ciasteczek pozwalają na odczytanie informacji w nich zawartych jedynie serwerowi, który je utworzył. Ciasteczka są stosowane najczęściej w przypadku liczników, sond, sklepów internetowych, stron wymagających logowania, reklam i do monitorowania aktywności odwiedzających. Jakie funkcje spełniają cookies? Cookies zawierają różne informacje o użytkowniku danej strony WWW i historii jego łączności ze stroną. Dzięki nim właściciel serwera, który wysłał cookies, może bez problemu poznać adres IP użytkownika, a także na przykład sprawdzić, jakie strony przeglądał on przed wejściem na jego witrynę. Ponadto właściciel serwera może sprawdzić, jakiej przeglądarki używa użytkownik i czy nie nastąpiły informacje o błędach podczas wyświetlania strony. Warto jednak zaznaczyć, że dane te nie są kojarzone z konkretnymi osobami przeglądającymi strony, a jedynie z komputerem połączonym z internetem, na którym cookies zostało zapisane (służy do tego adres IP). Jak wykorzystujemy informacje z cookies? Zazwyczaj dane wykorzystywane są do automatycznego rozpoznawania konkretnego użytkownika przez serwer, który może dzięki temu wygenerować przeznaczoną dla niego stronę. Umożliwia to na przykład dostosowanie serwisów i stron WWW, obsługi logowania, niektórych formularzy kontaktowych. Udostępniający używa plików cookies. Używa ich również w celu tworzenia anonimowych, zagregowanych statystyk, z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. To pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób użytkownicy korzystają ze strony internetowej i pozwala ulepszać jej strukturę i zawartość. Oprócz tego, Udostępniający może zamieścić lub zezwolić podmiotowi zewnętrznemu na zamieszczenie plików cookies na urządzeniu użytkownika w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania strony WWW. Pomaga to monitorować i sprawdzać jej działania. Podmiotem tym może być między innymi Google. Użytkownik może jednak ustawić swoją przeglądarkę w taki sposób, aby pliki cookies nie zapisywały się na jego dysku albo automatycznie usuwały w określonym czasie. Ustawienia te mogą więc zostać zmienione w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym przesłaniu na urządzenie użytkownika. Niestety, w konsekwencji może to prowadzić do problemów z wyświetlaniem niektórych witryn, niedostępności niektórych usług. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj --> https://ec.europa.eu/info/cookies_pl

Zamknij