„Storm” #1 (2024) – Recenzja
Storm #1 (2024)
Sztorm?
Całkiem dobry początek nowej serii Storm – to tak w skrócie. Nastrojowy i skupiony na postaci. Fajne otwarcie, fajne wprowadzenie, fajna podbudowa i równie fajne wykorzystanie Storm oraz bogactwa tego wszystkiego, co się na nią składa.
EARTH’S MIGHTIEST MUTANT, NOW HEADLINING HER OWN SOLO SERIES! Ororo Munroe has lived many lives. She’s been a thief, a goddess, an X-Man, a queen and now an Avenger! She is the most prominent, most respected and most powerful mutant on the world stage – and in that role, she intends to be a force for positive change! First up: A major meltdown at a nuclear facility in Oklahoma City draws Storm from her Sanctuary in Atlanta – and into a moral conflict that will test her iron resolve! Guest-starring X-FACTOR’s FRENZY!
Storm. Każdy ją zna. Nigdy nie należała do moich ulubienic ze składu X-Men (wolałem Jean, Psylocke, Kitty Pride czy Jubilee, jeśli chodzi o kobiecą część załogi), ale nieraz pokazała, że ma potencjał. No i tu ten potencjał jest całkiem dobrze wykorzystany. Jej złożoność, różnorodność, wszystko to wybrzmiewa w tym zeszycie. Może nie jakoś mocno, może nie wybitnie, ale jak na współczesny komiks naprawdę dobrze.
No i dzieje się w życiu Storm. A właściwie dziać zaczyna. Nie jest to może wielki sztorm, bardziej pomruki burzy na razie, ale może być z tego coś więcej, coś na poziomie. Na razie jest dobrze, fajnie zarysowane, podbudowane, wprowadzające. Resztę czas pokaże, ale najważniejsze pozostaje to, że tę resztę na chwilę obecną chce się poznać. Całkiem przyjemnie rysunkowo, z niezłym klimatem. Ot wart przeczytania i tyle.
Autor: WKP