„All-New X-Men/Guardians of the Galaxy: Proces Jean Grey” – Recenzja

All-New X-Men/Guardians of the Galaxy: Proces Jean Grey
Zderzenie czasu i przestrzeni!

Wreszcie się doczekałem. All-New X-Men/Guardians of the Galaxy: Proces Jean Grey – jedna z ciekawszych (moim zdaniem) opowieści w dorobku Marvela w końcu ukazała się na polskim rynku za sprawą wydawnictwa Egmont. Nowy tom ukazuje historię, która oryginalnie przedstawiona została fanom w ramach MARVEL NOW! w roku 2014. Miało to miejsce na łamach komiksów Guardians of the Galaxy #11-13 oraz All-New X-Men #22-24 (wchodzących w skład opisywanej tu książeczki). Jeśli ktoś z Was jeszcze się nie zorientował, to warto dodać, że cała historia ukazuje problem, z którym wspólnie poradzić sobie będą musiały dwie sztandarowe drużyny Marvela – Strażnicy Galaktyki X-Meni. Mówiąc prościej – Mutanci lecą w kosmos, a w swojej krucjacie wspierani będą przez najbardziej irytującą ekipę w galaktyce!

Ale jak to? Mutanci w kosmosie? Owszem. Nie chcę tu spoilerować, więc przytoczę Wam opis znajdujący się z tyłu okładki, który prezentuje się następująco:

Przybycie oryginalnych X-Men do współczesności wstrząsnęło całym uniwersum Marvela, lecz widzieliśmy wyłącznie jego ziemskie skutki – aż do dziś! Rasa obcych odkrywa, że Jean Grey powróciła na Ziemię, i postanawia ukarać ją za ludobójstwo dokonane niegdyś przez Dark Phoeniksa. Tylko połączone siły X-Men i Strażników Galaktyki mogą uratować Jean przed kosmicznym trybunałem. Pomoże im też tajemnicza postać z przeszłości jednego z mutantów. Czy to wystarczy, by przechytrzyć najpotężniejszą armię we wszechświecie? Nie przegapcie albumu łączącego wątki dwóch największych serii Marvela!

W związku z tym, że Proces Jean Grey zbiera „do kupy” dziesiątki postaci, możecie spodziewać się tutaj gargantuicznej ilości dialogów pomiędzy członkami obu ugrupowań, a tych mamy tu całą chmarę. Po stronie X-Menów oprócz tytułowej Jean Grey (albo Marvel Girl, jeśli wolicie) mamy tu Cyclopse’a, Beasta, Angela, Icemana, Shadowcat i X-23. Wśród Strazników znajdują się zaś Star-Lord, Gamora, Drax, Groot, Rocket i Angela (pierwsze dziecko Odina, starsza siostra Thora). W taki oto sposób przedstawia się skład, który odgrywa w historii pierwsze skrzypce. Po drugiej stronie barykady mamy z kolei kosmiczne Imperium Shi’ar, a w ich szeregach znajdują się chociażby takie potęgi, jak Gladiator czy Oracle.

Spora część tej opowieści to interakcje pomiędzy bohaterami. Przecież inaczej by się nie dało. Nie po to upycha się do historii tłum różnorodnych charakterów, aby kazać im milczeć i siedzieć z założonymi rękoma, prawda? Kosmos jest miejscem, z którym młodzi X-Meni mają niewiele wspólnego, więc nie bardzo też wiedzą „co i z czym się tutaj je”. Za mentorów (dziwacznych, bo dziwacznych, ale wciąż) robią tutaj członkowie Guardiansów, którzy też chyba nie do końca mają pojęcie, jak postępować w pewnych sytuacjach, szczególnie niemająca wcześniej styczności z Mutantami Angela.

Cały ten bałagan powoduje, że oba teamy szybko muszą nauczyć się kontaktu, współpracy i wzajemnego zaufania. Warto jeszcze dodać, że za scenariusz Procesu Jean Grey odpowiada – legendarny już w komiksowym światku – Brian Michael Bendis.

Szata graficzna Procesu Jean Grey jest po prostu fenomenalna. Cała ta opowieść jest wybitna nie tylko za sprawą scenariusza, ale i tego, jak to wszystko zobrazowano na kartach komiksu. To małe dzieło sztuki wspólnymi siłami popełnili Sara Pichelli, Stuart Immonen i David Marquez, tworzący rysunki do zeszytów Guardians of the Galaxy #11-13. Kolorował je za to Justin Ponsor. W przypadku numerów All-New X-Men #22-24 ilustracje narysowali Stuart Immonen oraz Wade Von Grawbadger, a kolorami zajął się Marte Gracia.

Z tak piękną stroną wizualną w komiksie spotkałem się tylko kilka razy w życiu i raczej przy okazji większych eventów, więc gdy miałem styczność z tą historią po raz pierwszy (tyle, że w wersji angielskiej i kilka ładnych lat temu) zwyczajnie wsiąknąłem. Rysunki są tak śliczne, tak apetycznie wyglądające i tak zachęcające, że aż prawie uzależniające. To jedna z tych rzeczy powodujących, że Proces Jean Grey to komiks, który połyka się w całości i tempie ekspresowym. Gdy zaczniesz, nie chcesz przestać… i tak do końca.

Wpływają też na to cudownie wykreowane postaci żeńskie (męskie oczywiście też), na które równie przyjemnie się patrzy. Pod tym względem na prowadzenie wysuwają się Angela, Gamora, Jean i X-23. Nie umiem wybrać tej najładniejszej. Jestem zbyt podatny na ich piękno. Gdybyście kazali mi się określić, musiałbym skłamać albo mieć wystarczająco dużo odpowiedniego napoju alkoholowego, aby podjąć taką decyzję. Żeby nie było (mam nadzieję, że powyższe zdanie nie zabrzmiało dwuznacznie, gdyż nie taki był cel czy zamiar), tak samo cenię dobrze wykreowane postaci męskie (wizualnie i charakterologicznie), których w tej historii też wcale nie brakuje, a zaliczyć mógłbym do nich Petera, Cyclopsa czy Gladiatora (którzy uparcie trzymają się swoich zasad i przekonań).

Jeśli o kolory chodzi to są one tu chyba wszystkie. Moglibyśmy zacząć od palety barw najciemniejszych i najchłodniejszych, a skończyć na tych, które znacznie podgrzewają atmosferę. Błękitny, granatowy, fioletowy, zielony, czerwony, żółty, pomarańczowy, różowy – to wszystko tutaj jest, i to w różnych odcieniach, sprawiając, że każda kolejna strona Procesu Jean Grey jest równie, jeśli nie bardziej apetyczna od poprzedniej. W skrócie – jest barwnie i żywo (nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej).

Polskie wydanie Procesu Jean Grey to standard, do którego Egmont już zdążył przyzwyczaić swoich czytelników na przestrzeni lat. Cały zeszyt oprawiony został w twardszą i połyskującą obwolutę. Przednia część komiksu to okładka (ze Strażnikami Galaktyki), wykonana przez Sarę Pichelli, oraz tytuł. Część tylna tomiku to parę akapitów wcześniej zaprezentowanego Wam opisu wydawcy, którego celem jest, aby potencjalny czytelnik dowiedział się, o czym traktuje wolumin i jakie wątki porusza.

Oprócz tego dostajemy kolejną grafikę (tym razem z reprezentantami Imperium Shi’ar). Grzbiet Procesu jak zawsze ukazuje tytuł opowieści, aczkolwiek tym razem nie dostaliśmy jakiejkolwiek cyferki. Czyżby oznaczało to, że Egmont rezygnuje z numeracji tomów, czy może po prostu nikt nie wiedział, jakim numerkiem opatrzyć wspólną historię Guardians i X-Men? Jakkolwiek by nie było, nie ma to znaczenia, bo taki bzdet nie wpływa negatywnie na odbiór wydania. Frontowa i tylna okładka, jak to zwykle w przypadku Egmontu bywa, zostały wyposażone w zagięcia, zawierające różnorakie informacje. Ta pierwsza to skrótowe przedstawienie najważniejszych osób, pracujących przy komiksie.

To drugie (z tyłu) stanowi spis komiksów, które wydawnictwo zdążyło już opublikować, jak i te, które ukażą się jego nakładem w przyszłości. Środek tomu jak zawsze robi piorunujące wrażenie. Każda strona wydrukowana jest na papierze kredowym, a ten, jak wiadomo, jest przy okazji bardzo przyjemny w dotyku, dobry jakościowo i wytrzymały, a przy tym poprawia odbiór ilustracji i ich kolorów. Co do tłumaczenia i czcionki nie mam żadnych zastrzeżeń. Jasne, wolę czytać po angielsku, bo od dziecka jestem do tego nazewnictwa już przyzwyczajony, ale muszę przyznać, że z każdym kolejnym komiksem jest coraz lepiej.

Można by rzec, że Egmont zdążył już się wyrobić i wyrabia się jeszcze bardziej. Zresztą, wyżej pisałem, że Proces czyta się w całości przy pierwszym podejściu od razu. Nie inaczej jest w przypadku wersji polskiej. Przez całość przebrnąłem w półtorej godziny. Myślę, że to mówi samo za siebie, więc nie pozostaje mi nic innego, jak pochwalić osobę, a w zasadzie to dwie osoby odpowiedzialne za przekład z angielskiego na polski, czyli panią Paulinę Braiter i pana Tomasza Sidorkiewicza. Sama końcówka Procesu to galeria okładek alternatywnych, chociaż kilka z nich umieszczono też w kilku innych miejscach wewnątrz komiksu.

(Kliknij w obrazek, aby go powiększyć)

All-New X-Men/Guardians of the Galaxy: Proces Jean Grey to w konkluzji jeden z najlepszych komiksów z jakimi kiedykolwiek udało mi się zetknąć. Myślę, że mogę go zdecydowanie polecić fanom obu, grających tu ogromną rolę, grup, jak i ludziom, którzy znają je w mniejszym stopniu, gdyż byłby to dla nich świetny start, a zarazem dobry moment, od którego można by było zacząć przygodę z ich odkrywaniem/poznawaniem. Wartość katalogowa nowej pozycji Egmontu ustalona została na 39,99zł i jest to moim zdaniem kwota odpowiednia, jeśli mówimy o stosunku ceny do jakości, a ta jest tutaj najwyżej klasy.

(Kliknij w obrazek, aby go powiększyć)


Autor: SQ


Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Maciej

Wielkie dzięki za zdjęcie grzbietu 🙂

Kosa

Mam tylko strażników galaktyki czy zrozumienie tego tomu wymaga znajomości x-men czy wprowadzenie na pierwszych stronach wystarczy żeby wszystko ogarnąć?

4
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x