"Amazing Spider-Man #12-13" (2016) – Recenzja
Przy masie tytułów traktujących o przygodach ludzi-pająków, jakie teraz wypuszcza Marvel, praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy drużynę pająków z różnych wymiarów, Venoma skaczącego po kosmosie, nastoletniego Spider-Mana i nawet kilka Pajęczyc, ale jednak to jeden tytuł komiksowy jest tym legendarnym, który tuż po Amazing Fantasy #15, zapoczątkował legendę Spider-Mana.
The Amazing Spider-Man to tytuł za którego scenariusze już od kilku lat odpowiada Dan Slott, a jego zamiary są dość oczywiste – rozwinąć postać Petera Parkera. Począwszy od wprowadzenia Horizon Labs, poprzez całą serię Superior Spider-Man, aż do teraz, gdzie mamy do czynienia z Panem Prezesem Parkerem, któremu za niedługo przyjdzie się zmierzyć z nowym (choć wcześniej poznaliśmy jego wersję podczas eventu Secret Wars) wrogiem jakim jest Regent.
Aktualny run Slotta z All-New, All-Different Marvel był dla mnie zarazem ciekawy, jak i po prostu nijaki. Cała organizacja Zodyak, z którą Peter mierzył się na łamach poprzednich numerów, wydawała się zwyczajnie nieciekawa. Jednak dwunasty numer serii otworzył nowy Story Arc, który mnie szczerze zaciekawił. Mogliśmy zobaczyć team-up z Iron Manem, który swoją drogą najwyraźniej planuje zostać w supporting cascie (wiecie – do pomocy) do końca story arcu, bliżej poznać origin Regenta, oraz być świadkiem wkroczenia na drugi plan Harrego Osborna, który w poprzednich numerach pojawiał się jedynie okazjonalnie. Koniec końców, Mary Jane powróciła do komiksów ze Spider-Manem! Yay! Niestety jej relacja z Peterem pozostaje niejasna, oraz najzwyczajniej w świecie prymitywna. Jak już się czepiam, to warto wspomnieć, że strasznie zdziwił mnie moment, gdzie garnitur Regenta został postrzępiony, ukazując jego wielkie „znamię” na klatce piersiowej, na co nikt nie zareagował. Znaczy zareagowali, ale dopiero w kolejnym numerze. Jednak cały numer miał w pewnym stopniu ten klimat, jakiego moim zdaniem w tej serii brakowało od dawna, w końcu czułem, że to ten sam Spider-Man, którego znam z dzieciństwa.
Trzynasty numer jest wyjątkowo przyjemny, a zarazem wyjątkowo głupkowaty. Jesteśmy świadkami tego, jak Spidey rzuca się z pięściami na Starka, tylko dlatego, że ten trochę popsioczył przy nim na Parker Industries, jak i na Pana Prezesa. Mimo absurdalnego powodu, zarówno wymianę uwag z obu stron, jak i ich walkę czytało mi się nad wyraz dobrze. Pojawia się tam też postać Milesa Moralesa, który jako jedyny z tej trójki zachowuje trzeźwy umysł.
Ukazana nam jest też scena, w której to Regent ratuje miasto przed przestępcą znanym jako Orka, zachowując przy tym piękny klimat srebrnej ery komiksów. Widzimy też jak bardzo nieodpowiedzialnym prezesem jest Peter, co w sumie kwestionuje cały obecny run Slotta. Mimo wcześniej wspomnianej bezsensowności, oba numery są bardzo sympatyczne.
Za stronę artystyczną odpowiadają kolejno: Giuseppe Camuncoli (szkice), Cam Smith (tusz), oraz Marte Gracia (kolory), a całość wygląda naprawdę niesamowicie. Wydaje mi się, że za fakt że oba numery mi się spodobały, w dużym stopniu odpowiada właśnie oprawa graficzna komiksu. Kolory są nadzwyczaj żywe, postaci wyglądają zarówno komiksowo, jak i w miarę realistycznie, sceny są pełne energii i emocji, a patrzenie na to wszystko sprawia niesamowitą przyjemność. Zaryzykuję stwierdzeniem, że jest to najlepiej pod tym kątem zrobiony komiks, jaki z All-New, All-Different Marvel czytałem. Za lettering z kolei odpowiada Chris Eliopoulos, a literki wyglądają naprawdę dobrze, oraz są wyjątkowo łatwe w czytaniu.
Podsumowując, historia zarówno pod kątem rysunku, jak i tekstu jest wyjątkowo przyjemna, chociaż momentami głupkowata. Komiksy są nieporównywalnie lepsze od moim zdaniem fatalnego Amazing Grace [Amazing Spider-Man #1.1, #1.2 itd.], czyli drugiej aktualnej historii z Parkerem na pierwszym planie, więc jeżeli ktoś chciałby zacząć czytać nowe komiksy z Peterem Parkerem w roli głównej, to ta seria jest wg. mnie najlepszym wyborem, a nowy story arc zapowiada się naprawdę ciekawie.
Autor: Adwe