„Avengers: Wojna Światów” – Recenzja

Avengers: Wojna Światów
Mściciele na wojnie światów!

Po ostatnim, lekkim rozczarowaniu komiksem o przygodach Silver Surfera miałam nadzieję, że wybierając opowieść  Avengers: Wojna Światów, wrócę na tor dobrych opowiadań. Niestety i tym razem trafiłam feralnie, bo tom ten autorstwa  Jasona Aarona okazał się kolejnym niewypałem w moim mniemaniu. Co zadziałało, a co niekoniecznie?


Czarnoksiężnik Malekith Przeklęty dotarł na Ziemię, a jego okrutne armie obległy Górę Avengers. Jednak najpotężniejsi ziemscy bohaterowie nie poddadzą się bez walki: Blade stawi czoło superżołnierzom korporacji Roxxon, a She-Hulk zmierzy się nie tylko z trollami, ale i z własną legendą. Czy wspólnie zdołają odeprzeć przeważające siły szalonego elfa? Tymczasem odmieniony agent Coulson wysyła do obrony Ziemi własną drużynę superbohaterów… a Tony Stark trafia do miejsca bardzo, bardzo odległego od domu.


Avengers

Tak brzmi opis na tylnej okładce komiksu. Miałam jednak wrażenie, że czytam zupełnie inną historię aniżeli została ona streszczona. Po pierwsze, w opowiadaniu ani razu nie zjawia się Malekith. Po drugie, superżołnierze korporacji Roxxon mignęli może w jednym kadrze, a sam Stark rozpoczyna swoją przygodę na samym końcu historii. Wiem, że nastąpi ciąg dalszy przygód Mścicieli, ale mimo wszystko sporo jest niezgodności między streszczeniem a aktualnym stanem rzeczy.

Mało tego, każdy numer zeszytu nie tyle, że tyczy się różnych wydarzeń z różnych miejsc i wymiarów, ale co strona opowiadanie jest niemalże z innej perspektywy i te punkty widzenia nie łączą się w żadną całość. To Gorilla-Man dywaguje o swojej egzystencji, to She-Hulk rozprawia na temat swojej dzikości, a w tle dzieje się wszystko i nic. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wszystko w tym opowiadaniu, począwszy od fabuły po postacie jest zupełnie niekoherentne. Żaden z bohaterów nie jest należycie dobrze skonstruowany, a sama historia zupełnie nie wciąga, nie ma sensu i jest rozproszona bez ładu i składu.

Za stronę wizualną Avengers: War of the Realms odpowiadają Ed McGuinness, Jason Masters oraz Stefano Caselli, a za kolorystykę Justin Ponsor, Erick Arciniega oraz Jason Keith. Co jak co, ale strona estetyczna komiksu bardzo mi odpowiada. Zarówno barwy, jak i kreska są ciekawe, przykuwają oko i mimo że czasami kadry nakładają się na siebie, powodując lekki ból głowy, tak ogólnie jestem w stanie to wybaczyć.

Avengers

Tradycyjnie również oprawa, okładki alternatywne, jak i papier są znakomite. Oprawa jest miękka i giętka, ale za to znakomicie trzyma kartki i nie wygina się. Okładki alternatywne jak zwykle są świetnie pokazane i stanowią znakomity wgląd w twórczy proces powstawania komiksu. Papier z kolei jest gruby i śliski, co ułatwia lekturę opowiadania. Czcionka jest czytelna, a tłumaczenie Marka Starosty jak najbardziej w porządku.

Summa summarum, Avengers: Wojna Światów to dla mnie kolejne rozczarowanie. Fabuła jest totalnie rozczłonkowana, postacie mało rozwinięte, złoczyńca praktycznie nieobecny, a jedyną sceną, do której warto było doczekać, jest ta w jacuzzi. Nic poza tym. Dosłownie odliczałam kartki do końca. Osobiście radziłabym skupić się na innym komiksie, bo nie wiem czy te 39,99 zł jest tego warte.


Autorka: Rose (Vombelka)


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Diziti

Podobny wątek do rywalizacji Avengers z Thanosem. Chyba Ci wszyscy starzy scenarzyści powinni oddać pisanie w młodsze ręce. To pokolenie starych scenarzystów już nic nie wymyśli. Młode osoby mają całkiem inny pogląd na Świat. Mogliby zmienić Marvela na plus.

1
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x