„Carnage: Black, White & Blood #1” (2021) – Recenzja
Carnage: Black, White & Blood #1 (2021)
Czerń, biel i Carnage
Marvel po wydaniu świetnego Wolverine: Black, White & Blood – zapowiedzianego już także na polskim rynku – wraca do tego typu opowieści, serwując nam pierwszą część poświęconej Carnage’owi mini-serii. I chociaż fabularnie rzecz jest jedynie niezła, wyśmienita szata graficzna sprawia, że całość robi duże wrażenie i autentycznie warta jest polecenia czytelnikom. Oto Carnage: Black, White & Blood #1.
CARNAGE RULES! Witness the cerebral chaos caused by CARNAGE, brought to life by some of the greatest creators at Marvel! But beware, True Believers, true to their titular character’s namesake, these spine-chilling tales are not for the faint of heart and presented in BLACK, WHITE AND BLOOD!
Marvel reklamuje ten komiks jako dzieło stworzone przez jednych z najlepszych artystów pracujących dla wydawcy, jednak patrząc na takie nazwiska, jak Al Ewing, Tini Howard, Benjamin Percy czy Ken Lashley trudno się z tym zgodzić. Ani to wielcy twórcy, ani legendy… Właściwie stworzyli kilka niezłych czy przeciętnych komiksów i za kilka lat nikt nie będzie o nich zbytnio pamiętał. Na szczęście pozostali autorzy, czyli John McCrea (Hitman) i Sara Pichelli (Ultimate Spider-Man) prezentują się już lepiej. Ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, bo liczy się jakość całości, a ta ewidentnie jest wysoka.
Fabularnie to dość typowe dzieło, trochę akcji, trochę elementów charakterystycznych dla Carnage’a i nic poza tym. Graficznie jednak Carnage: Black, White & Blood to kawał świetnego, klimatycznego komiksu. Mniej lub bardziej realistyczne i dopracowane grafiki, mrok, dobra dynamika, dobrze oddane postacie i świetny kolor. Niby mamy tu tylko czerwień, ale o wiele bardziej złożoną niż w analogicznej publikacji z Wolverinem i nastrojową.
Ja ze swej strony polecam, bo to kolejny fajny komiks od Marvela. Sympatyczna rozrywka, ciekawie wykorzystująca formułę używania tylko jednego koloru, tak doskonale niegdyś eksploatowaną przez Franka Millera w Sin City. Może to bardziej ciekawostka, niż coś innego, ale o wiele bardziej warta poznania niż niejeden główny tytuł.
Autor: WKP
Ten twór to symbiont. Czyli szuka żywiciela. Lubię komiksy z owym symbiontem. Ten również ma świetne recenzje.