Festiwal Copernicon 2017 – Relacja
Copernicon 2017
W tym roku po raz pierwszy udało mi się dotrzeć na toruński festiwal fantastyki, popkultury, komiksu, gier i wszelkich innych dziwactw – Copernicon. Planowałam pojawienie się tam już od dobrych kilku lat, ale za każdym razem coś mi przeszkadzało. Miałam nadzieję zgłosić tym razem jakieś prelekcje i dostać się na konwent jako twórca programu, ale nie dałam rady niczego przygotować i koniec końców przyjechałam do Torunia nie jako prelegent, a jako przedstawiciel Planety.
Zacznijmy jednak od początku.
Nie mogłam pojawić się tam już pierwszego dnia imprezy, ale przyjechałam w sobotę rano. Kiedy dotarłam do punktu wydawania akredytacji, który miał otworzyć się dopiero za ponad pół godziny, stała już przed nim spora kolejka – jak na każdym konwencie. Ogonek do stoiska funkcyjnego, a więc między innymi dla mediów, był znacznie krótszy, i już po chwili miałam moją wejściówkę: śliczną, z uroczą podobizną reptilianina, ale zawieszoną nie na smyczce, do czego byłam przyzwyczajona, ale na krótkim kawałku czerwonej wstążki, która szybko zaczęła pruć się i rozwiązała mi się w czasie konwentu parę razy.
Naprawdę szkoda jest gubić tak ładne plakietki, więc szkoda, że zrezygnowano tu ze smyczek. Uzbrojona w identyfikator mogłam już udać się na pierwszy punkt, który chciałam odwiedzić tego dnia, czyli warsztaty z dynamicznego rysunku komiksowego prowadzonych przez rysowniczkę Dorotę Papierską. Jak się jednak okazało, prelegentka czekała jeszcze po odbiór wejściówki – kasy otwierano o 9.30, a jej warsztaty rozpoczynały się o 10.00. Planowanie punktów programu tak wcześnie po rozpoczęciu sprzedaży to raczej nietrafiony pomysł, i warsztaty przesunęły się przez to w czasie o jakieś dwadzieścia minut, ale na szczęście nawet te półtorej godziny wystarczyło, żeby warsztaty były wypełnione przydatnymi wskazówkami i informacjami. Jeśli ktoś planuje karierę światowej sławy rysownika komiksów, niech przy następnej okazji odwiedzi taki punkt programu.
Prelekcje, prelekcje…
Zostałam w sali komiksowej na kolejnej prelekcji, prowadzonej przez Zvyrke, dotyczącej tworzenia i wydawania komiksów. Była poświęcona głównie temu, jak spisać wymyśloną historię i dobrze zarysować bohaterów, a także temu, jak gotowy komiks wydrukować w niewielkim nakładzie i sprzedawać grupce zainteresowanych – tak jak zrobiła to sama prowadząca, której dwa tytuły można było obejrzeć na prelekcji.
Program, który otrzymałam razem z identyfikatorem, składał się ze skróconej rozpiski prelekcji i informatora z opisami każdego punktu programu, był czytelny i łatwy w obsłudze. Zawiodłam się, widząc, że tak jak większość konwentów, Copernicon nie oferuje programu dla nocnych marków, kończąc prelekcje po godzinie dziesiątej wieczorem, ale na terenie imprezy można było znaleźć parę całodobowych atrakcji, w tym imponujących rozmiarów games room.
Copernicon nocą
Wieczorem wybrałam się na prelekcję o seryjnych morderczyniach przygotowaną przez Serenity. Prelegentka zdołała przekazać w niecałą godzinę masę informacji o udokumentowanych zbrodniach popełnianych przez kobiety, opisując stosowane przez nie metody, ich motywy i to, jak skończyły. Najpopularniejszym sposobem na zakańczanie życia ofiar okazało się trucie, bardzo często po to, by zbierać spadki po majętnych mężach, a liczba zabójstw niektórych opisywanych kobiet była naprawdę pokaźna. Myślę, że co poniektóre antagonistki Marvela mogłyby się od nich uczyć. Jeśli ktoś zobaczy kiedyś na którymś z konwentów prelekcję Serenity o tym tytule – albo jakimkolwiek innym – to zdecydowanie polecam poświęcić godzinę. Warto.
Jako że był to mój pierwszy Copernicon, nie wiedziałam, jakiego dokładnie miejsca mam się spodziewać. Czytałam, że atrakcje porozmieszczane są w różnych budynkach, ale spodziewałam się, że to po prostu kilka lokacji tuż obok siebie, w których odbywa się cała impreza. Myliłam się. Konwentowe budynki były rozstrzelone na sporym obszarze – na tyle sporym, że gdyby chciało się odwiedzić dwa następujące po sobie punkty programu, odbywające się na dwóch krańcach terenu Coperniconu, miałoby się niemały problem. Jeśli dodamy do tego niekoniecznie sprzyjające warunki atmosferyczne, ale zwiedzanie konwentu stawało się naprawdę uciążliwe. Domyślam się, że stali bywalcy się do tego przyzwyczaili, ale dla mnie był to mocny minus całego eventu.
Lokalizacja
Taka lokalizacja miała jednak też swoje plusy: pierwszym jest niewątpliwy urok Torunia, a przynajmniej tej części, którą miałam okazję zobaczyć w czasie Coperniconu. Niektóre miejsca aż się prosiły o jakieś klimatyczne sesje zdjęciowe i mam nadzieję, że obecni na konwencie cosplayerzy z tego skorzystali. Drugim plusem jest bliskość mnóstwa lokali, które można chcieć odwiedzić w czasie imprezy – puby (w tym Cybermachina, która dla konwentowiczów jest jak znalazł), restauracje, fast foody, sklepy, kawiarnie, wszystko to można znaleźć po prostu spacerując z jednej atrakcji na drugą. To bardzo wygodne, tym bardziej, że przynajmniej część przybytków chyba już przyzwyczaiła się do corocznej obecności mnóstwa dziwnych ludzi na toruńskich ulicach, bo gdzieniegdzie można było zobaczyć zniżki dla uczestników konwentu.
Poza salami z prelekcjami, można było znaleźć też wspomniany wcześniej games room pełen planszówek, miejsca do pogrania w gry elektroniczne, wydzieloną strefę RPG i larpów, i namiot wystawców, co prawda nie tak ogromny, jak na większych polskich konwentach, ale wypełniony stoiskami z gadżetami, figurkami, kubkami, koszulkami, a także rękodziełem i rysunkami.
Podczas przechadzania się między budynkami, doszłam do wniosku, że widzę tu wyjątkowo mało cosplayerów. Natknęłam się na kilka przepięknych strojów, ale właśnie – kilka. Dopiero parę godzin później, kiedy akurat wracałam z wizyty u wystawców, przekonałam się, że cosplayerów jest całkiem sporo, po prostu ciężko było wyłapać ich, kiedy każdy był w innym zakątku Torunia – minął mnie Cosplay Walk, zajmujący całą ulicę i sprawiający świetne wrażenie. Większość przechodniów zatrzymywała się, by ich sfotografować, i wcale im się nie dziwiłam.
Podsumowując
Chociaż przemieszczanie się między konwentowymi budynkami było męczące, i choć nie udało mi się dotrzeć na wszystkie punkty programy, które miałam ochotę zobaczyć, bawiłam się na moim pierwszym Coperniconie dobrze. Miałam szczęście trafić na sporo znajomych twarzy, odwiedzić parę ciekawych paneli, pomachać paru lubianym konwentowym sławom i zobaczyć kawałek pięknego miasta. Mam nadzieję, że w przyszłym roku dam radę przygotować jakieś prelekcje, które mogłabym zgłosić. Albo chociaż odwiedzić Toruń jako zwykły uczestnik konwentu.
Autorka: Sida