„Daredevil: Nieustraszony!” (Tom 1) – Recenzja
Daredevil: Nieustraszony! (Tom 1)
Człowiek nieznający strachu
Warto było czekać na ten komiks – i to jeszcze jak. Kiedy w roku 1998 zrestartowano serię Daredevil, wydając ją tym razem pod szyldem Marvel Knights, dającym autorom swobodę i szansę snucia opowieści przeznaczonych dla starszego i bardziej ambitnego czytelnika, tytuł z miejsca zdobył dużą popularność i uznanie. Zaczęło się od znakomitego Diabła stróża Kevina Smitha. Potem kilka kolejnych zeszytów przygotował David Mack, a wreszcie za jego sprawą do ekipy dołączył Brian Michael Bendis. Wkrótce na dobre przejął on pisanie scenariuszy do przygód niewidomego herosa. I to właśnie on sprawił, że komiksy o Dardevilu znów wróciły na szczyt, tworząc opowieści, jakich czytelnicy nie mieli okazji czytać od czasów, kiedy serię prowadził jej reformator, a zarazem legenda komiksu, Frank Miller.
Daredevil i Kingpin. Daredevil i Spider-Man. Daredevil i kobiety. Matt Murdock był dzieckiem, kiedy w wypadku stracił wzrok. Wydarzenie to wyostrzyło jednak pozostałe jego zmysły, pozwalając mu zastąpić nimi oczy. Kolejne tragedie wskazały zaś chłopcu ścieżkę, jaką miał podążać. Walkę ze zbrodnią. Matt ostatecznie został prawnikiem, jednak jednocześnie wiódł drugi żywot, jako Daredevil – zamaskowany mściciel zwalczający przestępczość. Teraz jego największy wróg, szef przestępczego świata Kingpin, staje przed sądem. Proces stulecia, jak wszyscy o nim mówią, ma relacjonować Ben Urich, dziennikarz znający tożsamość Daredevila. Wpada jednak na inną sprawę, którą chciałby się zająć. Zaginął bowiem drobny przestępca Żabiskoczek, policja nie chce się tym zająć, a jedynymi osobami, które martwią się o zaginionego są jego żona i syn. Co ciekawe, chłopiec widział coś, co wprawiło go w stan katatonii. Coś ściśle zawiązanego z Daredevilem. Co? Tego Ben chce się właśnie dowiedzieć, ale nikt, włącznie z jego szefem, nie jest zainteresowany drobnym złodziejaszkiem.
To jednak dopiero początek tego, co czeka bohaterów. W życiu Matta pojawia się nowa kobieta, powraca też Kingpin, a jakby tego było mało, tożsamość Daredevila znów wychodzi na jaw. Czy uda się odwrócić całą sytuację na korzyść naszego bohatera? I co jeszcze przyniesie mu los?
Co tu dużo mówić, ten Daredevil jest rewelacyjny. Wiedziałem, że będzie to dobry komiks, Bendis jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, ale nie sądziłem, że aż tak. Nawet kiedy zobaczyłem jak wiele opowieści z tego tomu znajduje się na marveloswkiej liście 50 najlepszych komiksów ze Śmiałkiem. A jednak to, co znajdziecie w tym tomie po prostu zachwyca. Czym? Bendis, niczym przed laty Frank Miller, oferuje nam mroczne i dojrzałe spojrzenie na bohatera, jednocześnie wrzucając go w wir wydarzeń, które wywracają całe jego życie do góry nogami. Daredevil z każdym kolejnym zeszytem jest coraz bardziej doświadczany przez scenarzystę. Łamany, poniewierany, niszczony… Czy się pozbiera? Seria pisana przez Bendisa dopiero się rozkręca, więc na odpowiedzi będziemy musieli zaczekać, ale warto będzie poznać to, co jeszcze trzyma w zanadrzu dla Murdocka.
Oczywiście nie samą fabułą żyje komiks. Na szczęście szata graficzna Daredevila jest równie znakomita. Zaczyna się od czteroczęściowej opowieści narysowanej przez Davida Macka, która wygląda jak połączenie prac Billa Sienkiewicza (Elektra, Daredevil: Love and War) z onirycznymi ilustracjami Dave’a McKeana (Sandman, Batman: Azyl Arkham). Ręcznie malowane, jakby wyrwane ze snu tła, kolory kładzione często na szkic, łączą się tu z grafikami najczęściej hiperrealistycznymi, ale też i prostymi, niemalże cartoonowymi. Te pierwsze zresztą oparte są na zdjęciach, taka jest w końcu technika Macka, który do tego łączy swoje rysunki z kolażem najróżniejszych wycinków i wzorów. Znajdziecie tu nawet Petera Parkera o wyglądzie… Leonarda DiCaprio – kto pamięta, że według plotek to on miał grać tę postać w filmie Jamesa Camerona (choć to akurat kwestia sporna), na pewno się uśmiechnie.
Do tego artysta serwuje nam też prace utrzymane w stylistyce Joe Quesady – a to on przecież ilustrował wspomnianego już Diabła stróża. Większość albumu z pomocą Gutierreza narysował jednak operujący brudną, mroczną kreską Alex Maleeve (swoją drogą, debiutującą tu postać Milly Donovan oparł na własnej żonie), całość natomiast wieńczy zeszyt w wykonaniu Terry’ego i Rachel Dodsonów.
Do tego dochodzi też znakomite wydanie. Opasłe tomiszcze (niemalże 500 stron), w twardej oprawie, uzupełnione zostało o niemalże czterdzieści stron dodatków, wśród których znajdziecie kompletny scenariusz do otwierającego album zeszytu, solidną porcję szkiców, posłowie, trochę komentarzy Bendisa, etc. Aż chciałoby się więcej takich nowości. Lubicie Daredevila? Ten album to dla Was absolutne musisz-to-mieć. Cenicie dobre superhero? Też będziecie zadowoleni, bo Nieustraszony to jeden z najlepszych komiksów, jakie ma do zaoferowania Marvel Classic, a sporo znakomitych historii ukazało się już w ramach tej serii.
Autor: WKP