„Deadpool 2” (2018) – Recenzja
Deadpool 2
3 lata czekania na film Deadpool 2. Tyle czasu zajęło nam, fanom oczekiwanie na kolejne pojawienie się pyskatego najemnika na srebrnym ekranie. To, że dwójka powstanie było pewne niemal od samego początku czyli od sceny po napisach pierwszego filmu, przez niesamowity zysk jaki produkcja zgarnęła, kończąc na zaangażowaniu głównej gwiazdy Ryana Reynoldsa. Nie obyło się oczywiście po drodze bez wybojów, w postaci zmiany reżysera z powodu 'różnic artystycznych’, ale ostatecznie jest. Czy warto było czekać?
Akcja filmu przenosi nas kilka lat do przodu od wydarzeń z jedynki. Wade Wilson jest obecnie spluwą za pieniądze. Eliminuje najróżniejszych osobników. Od drobnych oprychów po grube ryby. Aż pewnego dnia wszystko staje. Można by rzec, że praca daje mu mocno w kość, ale na tym poprzestanę opisywanie fabuły, albowiem pisanie cokolwiek o elementach fabularnych tego filmu, może być traktowane jako spoilerowanie. Jedyne co dodam, to fakt, że całość rozgrywa się wokół młodego mutanta Russela, mającego pirokinetyczne zdolności i tego, że jest on zagrożony. Wade wydaje się być jedyną osobą, która młodego może uratować. Reszty dowiecie się podczas seansu.
O samej postaci Deadpoola nie ma się co rozpisywać, ponieważ bohater nie zmienił się nic w stosunku do pierwszej części. To dalej ten sam smutny klaun, który skrywa nienawiść do siebie pod maską wesołka. Na uwagę natomiast zasługują pozostałe postacie, które grają obok Wilsona pierwsze skrzypce.
Z tego miejsca z góry biję się w pierś i przepraszam, bo się myliłem. Wybrana do roli Domino, Zazie Beetz okazała się strzałem w dziesiątkę. Ta aktorka nie grała Domino, tylko dla mnie była nią po prostu. Jest odwzorowana w taki sposób, że naprawdę tak właśnie wyobrażałem sobie Neenę Thurman, gdyby przelać ją z papieru na ekran. Domino jest mutantką, która ma… szczęście. Jej mocą jest forma pola siłowego, przez które oddziałuje na otoczenie w taki sposób, by działało ono na jej korzyść. Tak, to nie jest wizualnie ta sama Domino, którą znamy z komiksów i tak wolałbym aktorkę, która jest bardziej zbliżona wizualnie do postaci jaką lubię z powieści graficznych. Nie mniej jednak, zachowanie Beetz na ekranie powoduje, iż nie sposób jej nie lubić. Tym bardziej, że kształtami przyciągnie na pewno wzrok męskiej publiki.
Drugą postacią wartą uwagi jest wyczekiwany mutant Cable, którego wcielił się Josh Brolin. Przybywa on z przyszłości by zlikwidować młodego mutanta z pewnych powodów. Jest to postać dużo bardziej zgorzkniała i ponura, niż ten Nate, którego znam z komiksów. Czy to oznacza, że jest gorszy? Absolutnie. Kiedy Cable pojawia się na ekranie, wiadomo, że zaraz będzie rozwałka. Bardzo efektowna zresztą. Nawet pomimo swoich mocy regeneracyjnych, Deadpool nie ma łatwego kawałka chleba, kiedy przyjdzie mu się zetrzeć z Cable’em. Postawiona wysoko poprzeczka w postaci Thanosa, nie przyćmiła kunsztu postaci mutanta z przyszłości i Brolin wyszedł z niej ponownie zwycięsko.
Również młody Russel (w tej roli Julian Dennison) jest interesującą postacią. Jest i zachowuje się jak przystało na młodego, wkurzonego nastolatka. Dodajcie do tego moce nad którymi młody nie panuje i nieszczczęście gotowe.
Powracają też postacie z poprzedniego filmu jak Blind Al, Vanessa czy Weasel, jednak są to postacie ewidentnie drugoplanowe, co nie zmienia faktu, iż sukcesywnie wpływają na to co się dzieje na ekranie. Przede wszystkim w kwestii komicznej, bo Deadpool to przede wszystkim komedia w krwi skąpana. Mamy tu literalnie nawiązania do wszystkiego, od mrocznych filmów DC, przez liczne nawiązania do komiksów Marvela, szydzenia z pedofilii i różnych dewiacji, kończąc na nabijaniu się z samych siebie.
To jest ten typ kina po którym wychodzisz z bolącym brzuchem i policzkami z seansu. Bo tytuł ma kilka scen, które mi wyjątkowo zapadły w pamięć i które do tej chwili wspominam z uśmiechem na ustach. Po drodze zahaczamy o kilka interesujących cameo, które wywołują uśmiech i to bardzo szeroki. To wszystko oczywiście w akompaniamencie hektolitrów krwi. Bo wiadomo, kategoria R nie jest na darmo, więc trup ścieli się gęsto. To wszystko jest bardzo przyzwoicie podane.
Po samym CGI widać, iż film ma nieco większy budżet. Zwracam tu przede wszystkim uwagę na Colossusa, który wygląda dużo lepiej niż w poprzedniej części. Efekty stoją na wysokim poziomie i trochę żal, że nie można filmu obejrzeć w 3D w IMAX.
Całość udźwiękowienia stoi na wysokim poziomie. Nie jest to drugie Guardians of the Galaxy, ale dobrane utwory przez Tylera Batesa idealnie wpasowywują się w to co się dzieje na ekranie, wywołując śmiech lub rozdziawioną buzię.
Czy zatem Deadpool 2 ma wady? Nie zrozumcie mnie źle, jestem świeżo po seansie i być może nie wszystkie emocje ze mnie zeszły. Zdecydowanie niektóre postacie zasługują na większą czasu ekranowego i patrzę tu przede wszystkim na Domino. Chętnie bym też zobaczył większą gamę postaci, zwłaszcza w finale, który się po prostu o to prosi. Zwłaszcza przy stopniu zagrożenia z jakim przyjdzie się bohaterom zmierzyć. Czasem również określić tożsamość jaką film się kieruje, bo bywało tak, również pod koniec, że zastanawiałem się czy to wszystko jest na poważnie, czy zostanie obrócone w żart czy coś innego się z tym stanie. Zobaczycie to zrozumiecie o co mi chodzi.
Deadpool 2 reklamuje się jako kino familijne, ale podobnie jak w przypadku pierwszej części, gdzie reklamowano go jako Love Story, tu również ma drugie dno. Nie przychodźcie na ten film z dziećmi. Nie ma tu cycków, ale jak mały Timmy zobaczy latające, obcięte głowy po ekranie to na pewno zmoczy nocą łóżko. Z tą familijnością chodzi raczej o to, iż stara się na swój pokręcony sposób przedstawić wartość jaką jest rodzina i korzyści z jej posiadania.
Czyli są z tego jakieś morały. Tak samo, jak z tej recenzji, że Deadpool 2 to film na który zdecydowanie warto iść do kina. To produkcja, która po prostu ulepsza wszystko to co mieliśmy w jedynce. Jest to ewidentnie odgrzewany kotlet, który na pewno nie będzie szokował już jak jedynka, ale biorąc pod uwagę pozycję postaci Wade’a Wilsona, ma zagwarantowane, że będzie wysoko w Box Office. Wszystkiego jest po prostu więcej, bardziej i mocniej, a Ci którzy lubią się w tego typu humorze na pewno wyjdą usatysfakcjonowani. Tym się kierujmy.
Na koniec dodam, że sceny po napisach są jednymi z najlepszych jakie widziałem w życiu. Niech moja uśmiechnięta twarz podczas napisów końcowych posłuży Szanownemu Państwu za rekomendację.
Autor: Zilla