„Avengers: Czas się kończy” (tom 3) – Recenzja
Avengers: Czas się kończy (tom 3)
Nie mogą wygrać… muszą znaleźć sposób na to, jak nie przegrać!
W środę (22.08.2018) na polskim rynku zadebiutował trzeci tom komiksowej serii Avengers: Czas się kończy od wydawnictwa Egmont Polska. Album ten jest stosunkowo krótki, bo składa się tylko z czterech zeszytów – Avengers #40-42 i New Avengers #29-30 (z lat 2014/2015), co przekłada się na 132 strony. Czy faktycznie było na co czekać? Czy jest to godna kontynuacja tego, co dostaliśmy w finale poprzedniego woluminu? Sprawdźmy razem.
Za scenariusz trzeciej części Czas się kończy odpowiada ponownie Jonathan Hickman. O co tym razem chodzi? Wszystkie niezbędne na ten temat informacje znajdziecie poniżej. Jest to oczywiście opis z tylnej okładki komiksu, gdyż nie chcę Wam tu za bardzo spoilerować.
Zbliża się koniec świata – a najwięksi ziemscy bohaterowie wciąż są podzieleni. Ani Iluminaci, ani Avengers nie ufają sobie nawzajem, ale zgadzają się przynajmniej w jednej sprawie – nadszedł czas, aby powstrzymać Koterię. Czy ich plan wypali? Czy Namor zdoła odkupić grzechy, które popełnił dla ratowania świata? Czego szukał w multiwerasum jeden z obrońców Ziemi i dlaczego wrócił z wyprawy śmiertelnie przerażony?
Jak można się zatem spodziewać, wątkiem głównym trzeciego tomu Czas się kończy są oczywiście kolejne inkursje, czyli incydenty polegające na wyniszczaniu kolejnych światów/rzeczywistości, aczkolwiek prócz tego dostajemy coś jeszcze. Chodzi tu przede wszystkim o sporych rozmiarów kosmiczną intrygę, która związana jest ze Starbrandem, Alephami i Budowniczymi. Dużą rolę odgrywają tu też Black Panther czy wspomniany wyżej Namor. Co za tym idzie – nawet jeśli orientujesz się w kwestii tego, kto jest kim, i tak możesz mieć problem z ogarnięciem niektórych rzeczy. Pewne aspekty historii po prostu się ze sobą nie łączą. No nie. Rekompensują to przynajmniej te momenty, które sprawiają, że czytelnik zbiera własną szczękę z gleby, a tych nie brakuje i można powiedzieć, że są ciężkiego kalibru.
Tym co mnie niejako odrzuciło, jest ogrom postaci. Oprócz tych, które w całej tej serii już się zdążyły pojawić lub pojawiają się nadal, dorzuca się nam kolejne. I to w cale nie takie, których background (tło fabularne i historia) są proste do zrozumienia. Wydaje mi się, że jest tego zbyt dużo, z drugiej jednak strony jestem już chyba do takich zabiegów przyzwyczajony. Generalnie rzecz ujmując – potęga i moc. Do przesady.
Nad stroną graficzną opisywanego komiksu czuwali Mike Deodato, Stefano Caselli, Kev Walker i Dalibor Talajić. Kwartet ten wykonał moim zdaniem kawał dobrej roboty. Powiedziałbym nawet, że dość charakterystycznej. Szczególnie podobały mi się te kadry, które skupiały się na czyjejś twarz, a przy tym na wyrażanych przez daną postać emocjach. Przykładowo, te panele, gdzie możemy podziwiać Namora czy Black Bolta, są prawdziwymi perełkami.
Polskie wydanie trzeciego tomu Avengers: Czas się kończy nie różni się także zupełnie niczym od poprzednich publikacji Egmontu. To wciąż lekko utwardzona tekturowa obwoluta “ze skrzydełkami” oraz dwoma artami – jeden na przedniej okładce i jeden na tylnej. Na grzbiecie dostajemy za to tytuł komiksu wraz z małym logotypem i listą osób, które tworzyły komiks. Na końcu tomu pojawia się także standardowa już galeria okładek alternatywnych/wariantowych.
Z trzecią częścią Czas się kończy warto się zapoznać chyba tylko i wyłącznie dla tych wszystkich bardzo emocjonujących sporów, konfliktów i zwrotów akcji. Szkoda tylko, że fabuła nieco przygniata swoją skalą, a także ilością bohaterów, jaka przewala się na kartach komiksu. Nie można mieć jednak wszystkiego. Ostateczny werdykt: tom trzeci jest dla tych, którzy czytali pierwszy i drugi. Przed nami jeszcze czwarty – ostatni. Zobaczymy, co ten ze sobą przyniesie, gdy tylko ukaże się na rynku.
Autor: SQ
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.