"Death of X #1" – recenzja
Death of X jest nowym crossoverowym wydarzeniem w uniwersum Marvela, jednakże mówi o temacie nie aż tak świeżym. Konflikt mutantów i rasy Inhumans, na którym skupia się ten event, ciągnie się już od dłuższego czasu, właściwie odkąd ci drudzy pojawili się w komiksowych historiach. Obie grupy niejednokrotnie ścierały się i okazywały wzajemną wrogość na wiele sposobów. Nowy event kontynuje tę krótką tradycję – mówi o tym zwłaszcza bardzo sugestywny tytuł, a pierwszy numer serii tylko to potwierdza. Historia ma wyjaśnić, co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy w uniwersum Marvela, co przyczyniło się do wzrostu znaczenia Inhumans i upadku mutantów.
Zeszyt pierwszy przedstawia jednocześnie dwie historie: Drużyna Uncanny X-Men leci, by zbadać powód zerwania łączności z pewną placówką naukową zajmującą się mutantami, natomiast grupa Uncanny Inhumans podróżuje przez Japonię, rozsiewając nad miastami mgłę Terrigen. Oba te wątki są retrospekcją z zeszłego roku, przedstawiającą początek głównego konfliktu: moment, w którym wyszło na jaw, że wspomniana wcześniej mgła, aktywująca w Inhumans moce, jest śmiertelna dla ludzi z genem X.
Jeśli scenarzyści, Jeff Lamire (którego kojarzyć można choćby z serii Old Man Logan, Extraordinary X-Men czy Moon Knight) i Charles Soule (pracujący przy Daredevilu, Wolverines czy Poe Dameronie), planowali w tym numerze przybliżyć nam członków obu grup, ich racje i przekonania – nie wyszło im to zbyt dobrze. Drużyna X-Men składa się tu z aż ośmiu osób, z których zaledwie trójka – Cyclops, Magik i Emma Frost – odgrywa nieco większą rolę, a reszta pozostaje w tle, nie robiąc zbyt wiele i nie mając większego wpływu na fabułę. Podobnie wygląda to u Inhumans, gdzie wśród szóstki herosów jedynie jedna, Crystal, przejawiała jakąś inicjatywę i zapadła mi w pamięć. Żaden z bohaterów nie wyróżnia się charyzmą, a charakter można określić tylko w przypadku paru. Nikomu nie udało się wzbudzić mojej sympatii, a losy poszczególnych postaci ciekawią mnie mniej, niż sama walka dwóch ras.
Komiks ładnie zarysowuje kontrast między Inhumans i mutantami. Ich wątki są tu idealnie przeciwstawne. X-Men próbują dowiedzieć się, co stoi za śmiercią ich pobratymców, część z bohaterów musi także myśleć o własnym przetrwaniu. Ich przeciwnicy zajmują się czymś dokładnie odwrotnym, latając po świecie i powiększając szeregi swojej rasy. Dają ludziom nadzieję i niezwykłe moce, nie martwiąc się konsekwencjami. Nie jest to może czyste zarysowanie konfliktu, ale zgrabnie ukazuje obie grupy i różnice między nimi.
Pod względem wizualnym komiks nie powala. Kreska Aarona Kudera jest prosta, nieszczegółowa, zwłaszcza na drugim planie. Postacie są do siebie bardzo podobne, mało ekspresywne. Kolorowanie Mary Hollowell, która umiejętnie operuje chłodnymi barwami i zimnym światłem, zdecydowanie podnosi poziom doznań estetycznych, chociaż wciąż nie sprawia, że strony chłonie się z pasją i przyjemnością przez długie minuty.
Death of X nie zachwyca pierwszym numerem, ale ciężko też stwierdzić, jak cały event wypadnie jako taki/całość (biorąc pod uwagę tylko ten jeden numer). Wprowadzenie nie pozwoliło dobrze przyjrzeć się obecnym tu postaciom, było pełne ekspozycji i, ogólnie mówiąc, nie było najlepszym początkiem crossoveru. Seria może zaskoczyć w kolejnych zeszytach, o ile twórcy przywiążą większą wagę do bohaterów i ich relacji, a nie tylko suchego wyjaśniania rzeczy. Walka Inhumans i mutantów może być porywającym tematem, jeśli zostanie odpowiednio przedstawiona, dlatego nie ma co tracić nadziei czy zapału do eventu – kolejne numery mogą przynieść wiele nowego.
Autorka: Sida