„Doctor Strange #1-6” (2016) – Recenzja

Doctor Strange #1-6

Stworzenie historii jakiegoś superbohatera od początku nie jest łatwym zadaniem. Z Doctorem Strangem było to o tyle prostsze, że od dawna nie miał on solowej serii. Zwykle pojawiał się gdzieś tam jako support m.in. dla Spider-Mana czy Avengers, jako członek grupy Illuminati, bądź postać mocno związana z jakimś eventem (przykładowo niedawne Secret Wars). Tym samym wyrabiał on sobie stopniowo coraz to większą pozycję w komiksowym uniwersum Marvela.

Osobiście, postać Doctora Strange’a znałam dotychczas tylko z kilku kreskówek i epizodów. Zaczynając czytać najnowszą serię o prostej nazwie Doctor Strange, należącą do uniwersum All-New, All-Different, nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Byłam ciekawa, czy Doctor to rzeczywiście tak interesująca postać, jak mi się wydawało.

Już po pierwszych stronach wiedziałam, że nie będę zawiedziona.

Stephen Strange, znany szerzej jako Doctor Strange, to postać znana w komiksowym uniwersum już od dawna. Po raz pierwszy pojawił się w 1963 roku w komiksie Strange Tales. Kim dokładnie jest Strange? Stephen to były neurochirurg, który w wyniku wypadku traci władzę w rękach. Mężczyzna szuka wielu sposobów, by wrócić do zdrowia, w końcu trafia do tzw. „Przedwiecznego” (ang. Ancient One). To właśnie on uczy Strange’a mistycznej sztuki magii.

Jason Aaron i Chris Bachalo, tworząc tę solową serię, odwalili kawał dobrej roboty i tchnęli w postać Doctora nowe życie. Panowie naprawdę nie mają się czego wstydzić, tworząc tak dobry run. Wszystko w tych sześciu zeszytach jest w jak najlepszym porządku.

Niezależnie od tego, jak dobrze znacie historię Doktora, będziecie mogli wgryźć się w tę serię bez wahania. Na początku dostajemy krótkie wyjaśnienie kim jest główny bohater i dlaczego jest, jaki jest. Chwilę później skaczemy od razu w głąb akcji, a Strange musi sobie poradzić z kolejnym nadnaturalnym przeciwnikiem. Nie chcę za dużo zdradzać, ale w komiksach pojawiają się między innymi Zjadacze Dusz, co samo w sobie jest dość ciekawym pomysłem.

Styl Bachalo (który odpowiedzialny jest za kolory i ilustracje) jest energetyczny i dynamiczny. Kolory są wyraźne i jasne. Może nawet odrobinę za jasne, jak na mroczną tematykę komiksu. Dominujące tu purpura, zieleń i indygo, dodają pięknej głębi każdej stronie. Ta wersja komiksu, w wielu kwestiach, różni się od pozostałych mistycznych historii, a nawet można powiedzieć, że wyznacza nowy kierunek dla tego nurtu. Postacie wizualnie nie są może specjalnie realistyczne, ale za to bardzo wartościowe artystycznie.

Aaron połączył z kolei humor (choć jest on może bardziej sytuacyjny i sporadyczny) z dramatem, tworząc świetną mieszankę, która naprawdę się przyjmuje. Choć fabuła nie porywa, to jest ona poprawna (aczkolwiek wielkiego szału też nie ma). Pomimo tego, że to bardzo ogólne stwierdzenie, prawda jest taka, że Aaron jedzie z historią jak na rollercoasterze. Raz genialnie, a kolejny razem słabo. Suma summarum, wszystko wychodzi na tyle dobrze, że spokojnie możemy sięgnąć po tę serię.

W skrócie – Po długim czasie, Doctor Strange wrócił z własną historią, która nie zawodzi. Na ten moment dostajemy niezłą przygodę w świecie magii i mistycyzmu. Pierwsze sześć zeszytów wywarło na mnie dobre wrażenie. Na tyle, by z chęcią sięgnąć po kolejne, jeśli tylko będę miała taką możliwość. Po cichu wierzę w to, że o komiksach z tą postacią niedługo zrobi się trochę głośniej. Mam też nadzieję, że Marvel wraz z osobami odpowiedzialnymi za Doctor Strange dalej będą szli w tym kierunku, bo mogą oni zajść daleko.

Przy recenzji tego komiksowego runu, warto wspomnieć o zbliżającej się wielkimi krokami premierze filmu, którego głównym bohaterem będzie właśnie Doctor Strange. Patrząc po zwiastunie, nie trzeba znać dokładnej historii postaci, by wiedzieć, o co chodzi. Sądzę jednak, że warto zapoznać się z wydanymi (recenzowanymi właśnie w tym tekście) na ten moment komiksami, by móc „wyłapywać” różne smaczki w trakcie seansu.

Produkcja z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej, wejdzie do kin już 4 listopada 2016 roku. Też nie możecie się doczekać?


Autorka: Misha

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x