„Black Panther #1” (2016) – Recenzja

Black Panther to. Black Panther tamto. Black Panther tu. Black Panther tam. Wszędzie tylko ten Black Panther. Ostatnimi czasy tak można podsumować reakcje nieznającego komiksów, typowego Kowalskiego, który słyszy jakieś newsy i wieści odnośnie postaci, o której nie ma zielonego pojęcia i nigdy wcześniej nie słyszał, a ta z kolei ma pojawić się w jakimś tam nowym superbohaterskim filmie (Captain America: Civil War). W dodatku dostaje ona własną komiksową serię (żeby to pierwszą). Co w takiej sytuacji ma ów człowiek począć? Może przydałoby się w takim wypadku sprawdzić tę nową serię, hmm? To właśnie na niej spróbuję się w tym tekście skupić, no ale zacznijmy od początku.

Kim jest w ogóle Black Panther? W skrócie – Black Panther (albo jak kto woli – Czarna Pantera) to jeden z najpopularniejszych superbohaterów (w dodatku jest to pierwszy ciemnoskóry bohater, który pojawił się jeszcze przed Falconem czy Power Manem/Luke Cage) w historii Marvela. Jego twórcami są Stan Lee i Jack Kirby, a sama postać zadebiutowała w komiksie Fantastic Four #52 w 1966 roku. Początkowo Black Panther pojawiał się w komiksach raczej jako gość, który walczył z przestępczością i różnymi łotrami u boku innych herosów, jednak z biegiem czasu (a dokładniej to w 1977 roku) dostał on swoją własną serię zatytułowaną po prostu Black Panther (Vol 1). Postaci, posługującymi się przydomkiem Black Panther w Marvelu była cała masa, jednak tym najbardziej znanym jest niejaki T’Challa. T’Challa jest królem fikcyjnego królestwa o nazwie Wakanda – najbardziej zaawansowanego technologicznie państwa na Ziemi. Jakby tego było mało, państwo stoi na złożach najtwardszego metalu w uniwersum Marvela – Vibranium (z tego samego metalu wykonana została tarcza Kapitana Ameryki). T’Challa jako król Wakandy zostaje kolejnym „wcieleniem” albo może lepiej – „wersją” – Black Panthera, ale prócz tego ma on za sobą całą rzeszę ludzi, którzy skoczyliby za nim w ogień i pomogli nawet w najbardziej parszywej sytuacji. Sam Panther nie posiada raczej żadnych mocy, gdyż jest on zwyczajnym człowiekem, więc w głównej mierze polega on na swoich własnych umiejętnościach, a także na swoim specjalnym kostiumie i sprzęcie, które wykonane lub wzmocnione zostały przy użyciu wspomnianego wcześniej Vibranium. Poza tym wspiera się on także wakandyjską magią. Nadal mało? To co powiecie na to, że Black Panther jest pełnoprawnym członkiem Avengers, a ostatnio nawet kosmicznej drużyny Ultimates (u boku Captain Marvel, Blue Marvela, Spectrum, Miss America i… Galactusa. SERIO). Całkiem nieźle, co?

W takim wypadku przejdźmy już do właściwej części tego tekstu, czyli do recenzji pierwszego zeszytu Black Panther #1 (2016) zaliczającego się do nowego komiksowego uniwersum Marvela, czyli All-New, All-Different.

Za nową serię odpowiadają Ta-Nehisi Coates (historia), Brian Stelfreeze (ilustracje), Laura Martin (kolory). Okładka wykonana została zaś przez trio Olivier Coipel, Sanford Greene i Brian Stelfreeze.

Nie chcę zbytnio spoilerować, jednak o fabule wspomnieć muszę choć troszkę, więc spróbuję zrobić to delikatnie. Pierwszy zeszyt Black Panthera pokazuje nam Wakandę taką, jakiej nigdy jeszcze nie widzieliśmy. Tym razem T’Challa zastaje swoje państwo w naprawdę niewesołej sytuacji, bo mamy tu do czynienia z kryzysem, a co za tym idzie – z powstaniem, które zagraża równowadze całego kraju, osłabionego przez wcześniejsze wydarzenia (jak zamach stanu przeprowadzony przez Doctora Dooma czy najazd Thanosa. Do tego w Wakandzie miała też miejsce potężna powódź). Wszystko rozwija się tutaj bardzo wolno, więc i akcji w #1 niewiele. Ludzie chcący od razu czegoś na zasadzie „nawalanki”, nie będą specjalnie zadowoleni i zniechęcą się. Inni zaś docenią taki sposób prowadzenia historii, bo dzięki temu mamy możliwość zagłębienia się w całą tę sytuację i przyjrzenia się jej bliżej.

Co zasługuje na szczególną uwagę? Chociażby to, że pierwszy numer Black Panthera w genialny sposób przedstawia wewnętrzne problemy Wakandy (zarówno te wynikające z zaistniałej sytuacji, jak i te czysto kulturowe) oraz ludzi za nią odpowiedzialnych (w tym głównego bohatera). W dodatku akcja dzieje się w kilku miejscach jednocześnie, więc jest to jeszcze ciekawsze.

Najwięcej czasu w tym numerze poświęca się raczej wszystkim innym postaciom, niż samemu Pantherowi, co wcale nie jest takim złym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że nie tylko T’Challa odpowiedzialny jest za kraj. Jeśli zaś o głównego bohatera chodzi, to ten przedstawiony został w sposób bardzo przemyślany, bo jest on tutaj pokazany jako postać silna, rozważna i niebojąca się podjąć pewnych kroków w tak ciężkich dla niego czasach. Z drugiej strony, jest on także troskliwy względem mieszkańców swego kraju i martwi się o ich dobro/bezpieczeństwo.

Na uwagę zasługują także dialogi pomiędzy bohaterami, bo przedstawieni są oni w sposób najzwyczajniej ludzki i czytelnicy lubujący się w takich zabiegach zostaną momentalnie kupieni. Reszta ludzi – raczej nie.
Według mnie Ta-Nehisi spisuje się na medal. Nieważne czy mówimy o postaciach i relacjach między nimi, czy o samej fabule i/lub akcji.

Jeśli chodzi o stronę artystyczną komiksu, przedstawia się ona po prostu wyśmienicie. Ilustracje Stelfreeze’a są cudowne w każdym tego słowa znaczeniu. Tak samo dobrze patrzy się na strony zapełnione scenami spokojnymi, pełnymi przemyśleń, monologów i dialogów, jak i na te, gdzie widzimy sceny akcji, bądź te tragiczniejsze momenty, które skłaniają czytelnika do refleksji.  To wszystko okraszone jest niesamowitymi kolorami Laury Martin, która niejednokrotnie przechodzi z barw jasnych i ciepłych (żółty/złoty, czerwony, pomarańczowy – Wakanda i jej okolice) po te chłodniejsze, i ciemniejsze (fiolet, granat, a nawet czerń – cała reszta miejsc). To wszystko w ciekawy, a przy okazji ładny wizualnie sposób współgra ze sobą, będąc przy tym estetyczne, ale co najważniejsze w przypadku tej serii – egzotyczne.

Czy nowy Black Panther jest serią, po którą warto sięgnąć? Na to pytanie powinniście sobie odpowiedzieć sami, jednak jeśli ktoś zapytałby mnie, odpowiedziałbym bez wahania – tak.
Czy Black Panther jest runem, który będzie łatwy i przyswajalny dla nowego czytelnika, który choć w minimalnym stopniu nie zna uniwersum Marvela? Raczej nie i nie ma co mówić, że jest inaczej. Z drugiej strony nie znaczy to, że taki czytelnik w ogóle się w tej serii nie odnajdzie (bo może spodoba mu się ona z jakiegoś innego powodu), aczkolwiek będzie mu bardzo trudno. Trudniej niż osobie zaznajomionej z wcześniejszymi wydarzeniami, ale za to ukaże mu Black Panthera w jego najlepszym wydaniu. Racjonalnie i trzeźwo myślącego króla o wrażliwym charakterze, dla którego najważniejsze jest dobro jego kraju i ludzi go zamieszkujących. Dzięki temu potencjalny czytelnik będzie miał też jakiekolwiek pojęcie na temat T’Challi przed seansem Captain America: Civil War, którego premiera ma miejsce już 6 maja (a więc za niecałe dwa tygodnie)!

Podsumowując – BP #1 nie porywa, ale też nie odrzuca. Jedni się zniechęcą, inni się zainteresują (jak ja). Zeszyt ten nie jest typowym superbohaterskim komiksem, a raczej zmuszającą do przemyśleń historią, która chce, a wręcz wymaga od czytelnika tego, aby postawił się on na miejscu głównego bohatera.

Osobiście mam nadzieję, że Black Panther #1 przypadnie Wam do gustu, tak samo jak przypadł mnie. Z tym zeszytem zaczyna się całkiem nowy komiksowy run, więc nie ma sensu zniechęcać się już na starcie. Ja jestem ciekaw jak potoczą się dalsze losy Czarnej Pantery i całej Wakandy, więc na pewno zerknę na kolejne zeszyty tej serii. Nie pozostaje mi zatem już nic innego, jak tylko zachęcić Was do sięgnięcia po ten tytuł i przeczytania go.


Autor: SQ

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x

Agencja T.A.R.C.Z.A. zmusiła nas do śledzenia twoich poczynań poprzez pliki cookie! Czym są T.A.R.C.Z.A. i pliki cookie dowiesz się tutaj.

Co to są pliki cookies? Cookies, zwane również ciasteczkami (z języka angielskiego cookie oznacza ciasteczko) to niewielkie pliki tekstowe (txt.) wysyłane przez serwer WWW i zapisywane po stronie użytkownika (najczęściej na twardym dysku). Parametry ciasteczek pozwalają na odczytanie informacji w nich zawartych jedynie serwerowi, który je utworzył. Ciasteczka są stosowane najczęściej w przypadku liczników, sond, sklepów internetowych, stron wymagających logowania, reklam i do monitorowania aktywności odwiedzających. Jakie funkcje spełniają cookies? Cookies zawierają różne informacje o użytkowniku danej strony WWW i historii jego łączności ze stroną. Dzięki nim właściciel serwera, który wysłał cookies, może bez problemu poznać adres IP użytkownika, a także na przykład sprawdzić, jakie strony przeglądał on przed wejściem na jego witrynę. Ponadto właściciel serwera może sprawdzić, jakiej przeglądarki używa użytkownik i czy nie nastąpiły informacje o błędach podczas wyświetlania strony. Warto jednak zaznaczyć, że dane te nie są kojarzone z konkretnymi osobami przeglądającymi strony, a jedynie z komputerem połączonym z internetem, na którym cookies zostało zapisane (służy do tego adres IP). Jak wykorzystujemy informacje z cookies? Zazwyczaj dane wykorzystywane są do automatycznego rozpoznawania konkretnego użytkownika przez serwer, który może dzięki temu wygenerować przeznaczoną dla niego stronę. Umożliwia to na przykład dostosowanie serwisów i stron WWW, obsługi logowania, niektórych formularzy kontaktowych. Udostępniający używa plików cookies. Używa ich również w celu tworzenia anonimowych, zagregowanych statystyk, z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. To pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób użytkownicy korzystają ze strony internetowej i pozwala ulepszać jej strukturę i zawartość. Oprócz tego, Udostępniający może zamieścić lub zezwolić podmiotowi zewnętrznemu na zamieszczenie plików cookies na urządzeniu użytkownika w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania strony WWW. Pomaga to monitorować i sprawdzać jej działania. Podmiotem tym może być między innymi Google. Użytkownik może jednak ustawić swoją przeglądarkę w taki sposób, aby pliki cookies nie zapisywały się na jego dysku albo automatycznie usuwały w określonym czasie. Ustawienia te mogą więc zostać zmienione w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym przesłaniu na urządzenie użytkownika. Niestety, w konsekwencji może to prowadzić do problemów z wyświetlaniem niektórych witryn, niedostępności niektórych usług. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj --> https://ec.europa.eu/info/cookies_pl

Zamknij