„Empyre #0: Fantastic Four” (2020) – Recenzja
Empyre #0: Fantastic Four
Empyre już prawie że, niemal że się zaczyna…
Z dawna zapowiadany event Empyre zbliża się do nas coraz to większymi krokami. Wciąż jednak kolejne zeszyty (w tym Avengers sprzed dwóch tygodni) jedynie wprowadzają nas do właściwej historii, co dla niejednego czytelnika może okazać się dość niestrawnym przedłużaniem wrzucenia nas w sam środek wydarzenia. Na szczęście zeszyt Empyre #0: Fantastic Four to nie tylko udana rozrywka, ale też i w końcu nieco bardziej konkrety element układanki, który daje nam kilka ciekawych informacji i rozbudza apetyt na więcej.
„The Last of the Kree/Skrull Warriors” – a pivotal issue, not just for EMPYRE, but for the future of the FF! In the most unlikely of places, the Fantastic Four witness the final conflict of the Kree/Skrull War… and the fate of these final warriors will mark a stunning change in the lives of Marvel’s First Family for years to come. All this, and the introduction of a long hidden Elder of the Universe… the Profiteer! Witness the first appearance of this new, major player in the cosmos!
Jaki jest event Marvela, którego najbardziej nie lubię i nie trawię? Mógłbym się wahać czy Wojna królestw czy może Wojna Kree ze Skrullami, ale chyba jednak ten drugi jest dla mnie gorszy. Nie samą fabułą, ta jest ciekawa, ale postacie zarówno Kree jak i Skrullów to najbardziej nudne, kiczowate i pozbawione potencjału osobniki, które zawsze przyprawiają mnie o irytację. Widać w nich brak pomysłu, a fakt, że przeszły do historii Marvela budzi co najwyżej współczucie. Dlatego Empyre od samego początku niezbyt mnie pociągało, ale na szczęście fabuła tego eventu jest całkiem niezła.
A najnowszy zeszyt, poświęcony tym razem Fantastycznej Czwórce, to kawał dobrego SF. Temat Kree i Skrullów nie zniknął, ale na szczęście równoważą go ciekawsze elementy i postacie. Podobne, jak to było np. w Anihilacji, postacie te się pojawiają, ale w szerszym i ciekawszym kontekście, który podnosi poziom zeszytu. Dobrze też wypada w tym wszystkim udana szata graficzna, barwna, dość realistyczna i klimatyczna.
I to właściwie tyle. Nadal to tylko wstęp, ale za to w końcu konkretny i naprawdę udany. Slott, które swoimi scenariuszami pokazywał zawsze, że jedyne co mu wychodzi to odtwórstwo, chyba dobrze poczuł się w tej opowieści. I to warto docenić.
Autor: WKP
Autor komiksów Slott pisze bardzo dobre komiksy. Nie rozumiem ataku na niego. Jego Spiderman był niesamowity.