„Falcon #1” (Marvel Legacy/2017) – Recenzja
Falcon 2017 #1
Wielki powrót do skrzydeł
Pierwszy raz poznałam Falcona, gdy pojawił się w filmie Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz. Nic nie wiedziałam o tej postaci, oprócz tego, że był przyjacielem Steve’a Rogersa, i nawet kiedyś zastąpił go w pełnieniu funkcji Kapitana Ameryki. Stwierdziłam, że najwyższy czas, by dowiedzieć się czegoś więcej o postaci, jaką jest Falcon i poznać jego historię. Tak też w moje ręce wpadł świeżutki komiks Rodney’a Barnesa o tym samym tytule.
Akcja toczy się w wydarzeniach z Secret Empire. Sam Wilson zrezygnował z pełnienia funkcji Kapitana Ameryki i postanowił wrócić do swoich korzeni. Jako Falcon pomaga ludziom i jego obecnym zadaniem jest pogodzenie dwóch niebezpiecznych gangów. W misji pomaga mu młody chłopak, Rayshaun Lucas, który pretenduje do bycia herosem o pseudonimie The Patriot. Wspólnie dążą do pojednania i zawarcia sojuszu między dwoma zwaśnionymi organizacjami i prawie im się to udaje, gdy nagle pojawia się ktoś, kogo w życiu się nie spodziewali. Czy uda im się wykonać zadanie? Pokonają złoczyńcę? Kim jest Blackheart i jakie ma plany względem dwójki głównych bohaterów?
Powiem szczerze, że zaskoczyła mnie komiksowa wersja Sama Wilsona. Oglądając wcześniejsze filmy MCU z Falconem w roli głównej oczekiwałam, że komiksowy heros będzie bardziej sarkastyczny i taki na luzie. W Falconie jednak jest poważniejszy, widać, że bardziej doświadczony i ostatnie wydarzenia zdecydowanie wyryły ślad na jego psychice. Czy to dobrze, czy źle, ciężko mi powiedzieć. Zobaczymy wraz z postępem akcji, ale mam przeczucie, że polubię Sama i zaliczę go do moich ulubionych bohaterów uniwersum Marvela.
Ciekawie przedstawia się relacja między Wilsonem a Shaunem. To nie tylko nauczyciel i uczeń, lecz także kumpel z kumplem. Nie tylko wzajemnie się od siebie uczą, lecz także dużo rozmawiają, dowcipkują, dzielą się swoimi rozterkami. Wydaje mi się, że w przyszłości będą tworzyć wspaniały duet, tak jak niegdyś Kapitan Ameryka i Falcon.
Za stronę graficzą pierwszego woluminu odpowiada Joshua Cassara, a za kolorystykę Rachelle Rosenberg. Jeśli chodzi o wizualną stronę tomiku to nie mam w sumie żadnych zastrzeżeń. Jest wyraziście, dokładnie i czytelnie. Nawet jeżeli kreska jest trochę zbyt zamazana, to nie przeszkadza to zbytnio, bo oddaje klimat danej sytuacji i nawet nie zwraca się zbytniej uwagi na szczególiki. Barwy też są nienaganne. Dominują kolory ciepłe i jasne, acz mroku też nie brakuje, zwłaszcza w chwilach suspensu.
Wielkimi plusami nowo wchodzącej serii są: ciekawa więź między głównymi herosami, możliwość zapoznania się z myślami i uczuciami bohaterów poprzez zastosowanie narracji pierwszoosobowej, całkiem oryginalna grafika, niespodziewane zakończenie oraz drobne wzmianki o kilku znanych postaciach jak np. Misty Knight czy T’Challa. Jak na razie nie dostrzegam większych minusów. Początkowo sam konflikt między gangsterami wydawał mi się takim sztywnym tematem i trochę mi nie pasował, ale samo zakończenie w pełni mnie zaciekawiło i czekam na ciąg dalszy.
Summa summarum, Falcon zapowiada się naprawdę dobrze. Czyta się dość szybko, płynnie i z rosnącym zainteresowaniem. Polecam zapoznać się z nową serią i zachęcam do dalszej lektury.
Autorka: Rose