„AXE: Judgment Day #1” (2022) – Recenzja
AXE: Judgment Day #1 (2022)
Nadszedł dzień sądu
W końcu się zaczął. Dzień sądu, czy jak kto woli AXE: Judgment Day. Ten właśnie pojawił się na rynku, i… Cóż, jest lepiej, niż sądziłem po wprowadzeniu do tego eventu. Nadal wszystko, co tu widzimy toczy się oczywistymi i przewidywalnymi torami, ale jednak widać tu większy rozmach i zabawa jest całkiem niezła, choć wciąż nieszczególnie pomysłowa.
IN THE LAND OF THE RIGHTEOUS…The X-Men claim they’re the planets’ new gods. The Eternals know that position is already filled. The Avengers are about to realize exactly how many secrets their so-called friends have kept from them. Years of tension lead to a volcanic eruption as two worlds burn. Who has leaked the X-Men’s secrets to their latest foes? Why is Tony Stark abducting an old friend? And who stands in judgment over the whole world? Judgment Day from Kieron Gillen and Valerio Schiti is the apocalyptic emotional event to define the summer.
Zacznę może od minusów. Bo nie jest ich mało, ale są mało istotne mimo wszystko. Gillen swoim zwyczajem zrobił tu fabułę, którą czyta się, jak coś, co doskonale już znamy, dlatego jest oczywista i przewidywalna. Starał się zaskoczyć, ze dwa razy poszedł nawet w nieco mniej oczekiwanym kierunku (w detale nie chcę się wdawać, bo to nie miejsce na spoilerowanie). Jednak ogólnie zeszyt tak mocno trzyma się schematów, że każdy czytelnik bez trudu przewidzi co tu się zaraz wydarzy, a szkoda. Poza tym postacie w wykonaniu scenarzysty są dość płaskie, jakoś brak im wyrazu i bardziej szata graficzna odróżnia je od siebie, niż kreacja twórcy.
Ale i tak czyta się to dobrze. Dużo postaci, sporo wątków, sporo akcji… Widać w tym wspomniany rozmach, a właściwie jego zaczątki ale wyraźne. Widać też pewien potencjał, ale co z niego będzie, czas pokaże. Na razie mamy jednak to, co mamy, plus świetną okładkę i przyjemne rysunki w środku. Cokolwiek by nie mówić, rzecz to stricte dla fanów, ale wykonana w całkiem niezłym stylu. Z ostateczną oceną wolę wstrzymać się do końca serii. Jednakże, przynajmniej w tym miejscu mam ochotę do tego końca dobrnąć, a to już coś.
Autor: WKP