„Fantastic Four: Antithesis #1” (2020) – Recenzja
Fantastic Four: Antithesis #1
Klasyczna antyteza
Marvel wciąż nie odpuszcza i wraca do klasycznych klimatów, by serwować nam kolejne mini-serie. Jedną z nich jest Fantastic Four: Antithesis, reklamowana jako pierwsza długa opowieść z Fantastyczną czwórką narysowana przez legendarnego Neala Adamsa. Czy jest to jednak udana rzecz? I co oferuje czytelnikom, poza kuszeniem ich nazwiskami twórców?
The first full-length Fantastic Four story ever illustrated by classic creator Neal Adams! An unstoppable meteor of unknown origin has just erupted from hyperspace–and unless the Fantastic Four can find a way to stop it from hitting Manhattan, millions will die!
Fabuła, która wyszła spod ręki Marka Waida, człowieka potrafiącego zarówno zaserwować nam kiczowate historyjki, jak i rewelacyjne komiksy, nie jest szczególnie odkrywcza. Właściwie to schemat, jakiego chyba w komiksach powinno się już unikać, a nie w niego brnąć. Wycisnął z niego co prawda małe co nieco, ale nie jest tego wiele. Co konsekwencji sprawia, że Fantastic Four: Antithesis jest po prostu jeszcze jedną przygodą pierwszej rodziny Marvela, niezłą, nienużącą, ale i nie zachwycającą.
Gwiazdą zeszytu jest jednak Admas, którego wszyscy pamiętają z kultowych komiksów DC. jego reska niewiele się zmieniła. To dobra, realistyczna robota typowa dla komiksów z lat 70. i 80., niestety zepsuta przez współczesny kolor. Gdyby zatrudnić lepszego kolorystę, który nadałby opowieści klimat minionych dekad, byłoby super. Jest jednak tylko nieźle. A szkoda. Marvel zatrudnił dobrych twórców, ale nie potrafił w tym przypadku wykorzystać ich potencjału i tak zrodził się kolejny zeszyt, który równie dobrze można przeczytać, co pominąć.
Autor: WKP
Rysunki nie są takie złe…