„Jessica Jones: Fioletowa Córka / Purple Daughter” – Recenzja

Jessica Jones: Fioletowa Córka / Purple Daughter

Po sukcesie pierwszego sezonu netflixowego Daredevila, seriale superbohaterskie zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Ich ilość nie zawsze szła w parze z jakością, choć niektóre naprawdę się przyjęły. Przykładem tego może być chociażby serialowa adaptacja przygód marvelowej pani detektyw, choć ja akurat upatruję sukcesu serii w nieszablonowej postaci, niezwykle przyciągającej odbiorcę. Najnowsza odsłona jej przygód, czyli Jessica Jones: Fioletowa Córka (Purple Daughter) została wydana przez Marvel Comics w styczniu tego roku. Trójzeszytowa seria opowiada o najnowszych losach Jess i jej rodziny.

Po śmierci Killgrave’a, Jess powinna móc w końcu odsapnąć. Jej największy wróg i najgorszy koszmar wyparował w zetknięciu się z powierzchnią słońca. Jednak spokojne życie u boku Luke’a i wspólne wychowywanie córeczki nie jest jej pisane. Los (i najpewniej scenarzyści komiksu) mają dla niej inne plany. Malutka Danielle z dnia na dzień robi się fioletowa, upodabniając się tym samym do największej nemezis Jessici – Killgrave’a zwanego także Purple Manem. Czy to jego zemsta zza grobu, czy efekt misternie od lat budowanego kłamstwa? Czy to możliwe, żeby największe szczęście JJ miało mieć na zawsze kolor jej koszmaru?

Kiedy skończyłam czytać Purple Daughter przez kilka długich minut nie mogłam się otrząsnąć z wrażenia, jakie na mnie zrobiło. Kiedy rozbierze się komiks na poszczególne elementy, one nie robią już takiego wrażenia, a przynajmniej nie wyróżniają się na tle innych motywów znanych z komiksów Marvela. Jednak złożone do kupy tworzą przejmującą historię, od której nie sposób się oderwać aż do ostatniej strony.

Więc co dostajemy? Przede wszystkim dobrą zagadkę z porządnie odwaloną detektywistyczną robotą. Śledztwo Jess uświadamia, że część rzeczy musi po prostu zostać zrobiona nawet jeśli one nieprzyjemne, a intuicja podpowiada co innego. Do tego sama postać pani detektyw przyciąga czytelnika jak magnes. Jessica Jones klnie jak szewc, pije jak szwagier na weselu i spuszcza łomot jak kibic ze stadionu Dziesięciolecia. Może nie ma w tym finezji wschodnich sztuk walki, ale z pewnością jest skuteczna pragmatyczność, która bez trudu przemówi do najbardziej twardogłowych oponentów. Jess może i nie jest wzorem cnót obywatelskich, ale nie można zaprzeczyć, że serce ma po właściwej stronie. I ta mieszanka powoduje, że jest ona heroiną dużo bliższą zwykłemu śmiertelnikowi niż wyidealizowana Wonder Woman.

Ponadto Kelly Thompson, będąca autorką scenariusza z niesamowitym wyczuciem i rozwagą opisała tragedię bohaterów. Z jednej strony Jess musi zmierzyć się z faktem, że jej ukochane dziecko już na zawsze będzie przypominać jej o koszmarze jaki przeżyła będąc w mocy Killgrave’a. To wewnętrzne rozdarcie doskonale pokazują myśli głównej bohaterki jak i poszczególne kadry ze zbliżeniami na całą twarz postaci, za które odpowiedzialny jest Mattia De Iulis. Z resztą graficzna strona komiksu prezentuje po prostu miodnie, ale o tym za chwilę. Z drugiej strony mamy tragedię kochającego ojca, doskonale wyrażoną w słowach Luke’a. Parafrazując, Jess może mieć pewność, że Danielle zawsze będzie jej córką. On niekoniecznie. Przez trzy zeszyty śledzimy dramat pary stawiającej czoło swoim problemom w sposób, który, moim zdaniem, tak naprawdę ujawnia ich bohaterstwo. Czasem łatwiej jest ocalić całą planetę niż porozmawiać z ukochanym człowiekiem.

Na tle tego wszystkiego główny przeciwnik Jess staje się jakby postacią drugorzędną. oczywiście sama intryga jest satysfakcjonująca, a końcowy plot twist jak najbardziej zadowalający, ale to wszystko blednie przy emocjach związanych z niepewnością. Choć z drugiej strony bardziej przekombinowany koniec mógłby zniechęcić do tytułu, więc lepiej, że autorzy zostali przy takim stonowaniu.

Oczywiście nie myślcie, że tytuł jest bez wad. Niektóre postaci nic nie wnoszą do fabuły, a pojawiają się tylko po to, żebyśmy mieli frajdę jak chociażby Daredevil wskakujący na kilka kadrów. W teorii mówi, że pomoże. W praktyce więcej się nie pojawia. Kiepska pomoc, jeśli chcecie znać moje zdanie. Podobnie jest z wątkiem Anny Brisson. Autorzy zaciekawiają nas, zasiewają kolejną nutkę niepewności, tylko po to, by urwać ją dość brutalnie i to bez szczególnego wyjaśnienia. No ale nie wszystko musi mi się w komiksie podobać.

Pod względem wizualnym Purple Daughter jest dokładnie tym czym lubię – idealnym wyważeniem pomiędzy ogółem a szczegółem. Do tego mamy fenomenalne projekty postaci i świetne granie czernią i bielą w retrospekcjach. Jednym z moich ulubionych zabiegów jest wycinanie fragmentów kadrów tak, by wyglądały jak zdjęcia z Polaroida. Sugeruje to jedną z metod detektywów na zbieranie danych, co prawda nieco oldschoolowe, ale bez wątpienia dodające smaczku całej historii.

Jessica Jones, Fioletowa Córka

Purple Daughter zaskoczyło mnie niebanalną fabułą i zaskakująco poważnym podejściem do tematu. Relacja villain-heros zdaje się być w niej drugorzędna, bo na pierwszy plan wysuwają się po prostu ludzkie problemy. Moim zdaniem ten mariaż komiksu z rzeczywistością wyszedł autorom wybitnie dobrze, sprawiając, że tytuł wyraźnie się wyróżnia na tle innych, superbohaterskich przygód. Raptem trzy zeszyty serii pozwalają zapoznać się z historią w jedno popołudnie i, możecie mi wierzyć, nie będzie to czas stracony.


Mucha Comics

Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Mucha Comics. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.


Autorka: Powiało Chłodem

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Tomek 658

Owa bohaterka nie jest aż tak znana osobom, które oglądają filmy Marvela. Bardziej jest znana tym, którzy czytają komiksy.

1
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x