„King in Black: Marauders #1” (2021) – Recenzja
King in Black: Marauders #1 (2021)
Król w czerni na szerokich wodach
Kolejny tie-in do eventu King in Black to powrót do przygód ekipy Marauders. Nie przepadałem za tą drużyną kiedyś, nie przepadam i teraz, i przyznam szczerze, że jakoś nie pasują mi oni do tego eventu. Sam zeszyt natomiast to kolejny dość przeciętny dodatek, w którym może i nie brak akcji, ale jednocześnie trudno znaleźć w nim coś naprawdę dobrego.
THE QUEEN IN RED SAILS! Red Queen Kate Pryde and her crew of Marauders set sail against the forces of Knull! Captain Kate has pledged to fight for the needy, and a global disaster like this one gives plenty of folks in need.
King in Black to event mocno czerpiący z estetyki zarówno horroru (całkiem słusznie, bo tytułem nawiązuje do Króla w żółci z lovecraftowskiej mitologii) i fantasy. Gdzieś w te ramy da się śmiało wcisnąć opowieść o piratach, ale po co? Właśnie nie wiem, a jednak Gerry Duggan ją wcisnął i tak zrodził się zupełnie niepotrzebny dodatek.
Poza tym to komiks typowy dla Duggana, kiedy tworzy historie bazujące na poważniejszych elementach. Gdyby zrobić z tego rasową, prześmiewczą komedię, byłoby sympatycznie. Tymczasem scenarzysta próbuje wpasować się w klimatyczny ton typowy dla eventu i to mu nie wychodzi. Jest tu lekkość, ale jest jej zbyt mało, a że ciężar właściwie pozbawiony jest wagi, Marauders tkwią w strefie nijakości. Także pod względem zachowawczych rysunków, które nie budują należytej atmosfery.
Owszem, przeczytać się to da bez bólu, ale po co? Jest dużo lepszych dodatków do King in Black i to na nie lepiej poświęcić czas i pieniądze. Chyba, że koniecznie chcecie przeczytać każdy poboczny zeszyt.
Autor: WKP