„Miracleman: Złota Era” – Recenzja
Miracleman: Złota Era
Kiedy otrzymałem propozycję zrecenzowania tego albumu, nie miałem bladego pojęcia, na co się piszę. Tytułowy Miracleman był (i wciąż jest) enigmą. Podtytuł sugerował, że jest to zbiór zapomnianych komiksów ze „Złotej Ery” tego medium. Jakież było moje zdziwienie, kiedy jedynym, co udało mi się odgadnąć było to, iż do moich rąk trafiła antologia.
Miracleman (oryginalnie Marvelman) był brytyjską odpowiedzią i substytutem dla amerykańskiego Kapitana Marvela. Twórcą pierwszych przygód tego bohatera był Mick Angelo, a ich publikacją zajęło się wydawnictwo L. Miller & Son w roku 1954.
Omawiany zbiór autorstwa Neila Gaimana (scenariusz) oraz Marka Buckinghama pierwotnie wydawany był w formie zeszytowej (lata dziewięćdziesiąte XX wieku), a także w formie zbiorczej o podtytule The Golden Age. Tłumaczeniem i wydaniem komiksu na polskim rynku zajęło się wydawnictwo Mucha Comics.
Michael Moran – alter ego Miraclemana – to postać, która do dnia dzisiejszego nie istniała w mojej świadomości czytelnika komiksowego. Nie miałem pojęcia o jego istnieniu i nie wiedziałem, czego mogę się po nim spodziewać. Był to eksperyment, który poszerzył moją perspektywę. Rozbudził ciekawość i potrzebę zdobycia nowej wiedzy o nawiązaniach do popkultury – tych tutaj nie brakuje.
Historia opisana w MIRACLEMAN: Złota Era rozgrywa się w Anglii końca XX wieku, w uniwersum alternatywnym do naszego. To odważne stwierdzenie wywodzi się z pewnych zgrabnie ukrytych przesłanek. W Londynie dochodzi do ogromnej tragedii, po której Miracleman przejmuje władzę nad światem, a na zgliszczach stolicy Zjednoczonego Królestwa buduje piramidę zwaną Olimpem. Nastają czasy utopii, cudów oraz bogów żyjących wśród ludzi.
Album, który trzymam w rękach nie jest historią Michaela Morana. Napisałem tak, abyście nie czuli się zdziwieni. Miracleman jest tłem. Antologia to bardzo dobre słowo by oddać to, czym jest ten album. Siedem historii ludzi żyjących w erze cudów, których nitki życia łączą się w finalnej opowieści. Poprzedza je krótki prolog, wprowadzający nas w realia Utopii. Dość już o fabule. Każde kolejne słowo zbliżałoby nas coraz bardziej do terytorium, które mogłoby zepsuć wam odbiór noweli graficznych, jakimi są te opowieści.
To jest ten punkt recenzji, w której żałuję, że nie nagrywam siebie, kiedy opowiadam ludziom o moich odczuciach względem wydawnictwa. Proste zdania nie oddadzą tego, co można zobaczyć… doświadczyć czytając kolejne strony. Każdy rozdział jest inny. Czasami strony potrafią się różnić od siebie stylem. Dla miłośnika sztuki jest to ogromna gratka. Pop-art, komiksy dla dzieci z przerysowanymi postaciami, całe strony malowane pastelami, styl nawiązujący do starych komiksów z lat sześćdziesiątych. Nawet zastosowane kadrowanie zmienia się z rozdziału na rozdział. Mnogość stylów oszałamia i wzbudza we mnie podziw dla artysty, jakim jest Mark Buckingham.
MIRACLEMAN: Złota Era jest dziełem specyficznym i trudnym w odbiorze. Uważam, że jest to pozycja warta poznania ze względu na jej odmienność i specyfikę. Nie jest kalką i sztampą fabularną. W połączeniu z mieszanymi stylami artystycznymi daje to fenomenalny efekt. Pisząc, wracam myślami do rozdziału, który wygląda, jakby były to zdjęcia po ostrej obróbce albo do historii, która z komiksu zmienia się w książeczkę dla dzieci.
Polskie wydanie od Mucha Comics to produkt premium. Twarda oprawa i szycie stron, błyszczący kredowy papier o większej gramaturze, soczyste kolory i wyraźny druk dają uczucie ekskluzywności. Podkreśleniem powyższego będą także dodatki w postaci krótkiego wprowadzenia fabularnego, przetłumaczone podziękowania od autorów oraz zbiór przedruków szkiców koncepcyjnych, obrazów czy plakatów promujących spotkania autorskie. Nie byłbym uczciwy wobec was i siebie, gdybym nie wspomniał o tym, że w dostarczonym egzemplarzu znalazłem dwie literówki. Więcej grzechów nie pamiętam.
MIRACLEMAN: Złota Era nie było tym, czego się spodziewałem. Było czymś więcej. Stało się doświadczeniem, które wzbudziło we mnie chęć poznania tego świata. Jeśli macie otwarty umysł i chcecie spróbować historii z filozoficznym wydźwiękiem ukrytym między kadrami – tutaj się odnajdziecie. Nie bójcie się czegoś, co jest inne i poza przyjętym standardem.
Mieliście już przyjemność zapoznać się z tomem, o którym pisałem?
Była to przyjemność, czy katorga? Jestem bardzo ciekawy waszej opinii, którą możecie podzielić się w komentarzach pod recenzją.
Autor: Buarey
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Mucha Comics. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię możecie nabyć tutaj.