„Occupy Avengers #1” (2016) – Recenzja
Occupy Avengers #1
Take back justice!
Occupy Avengers jest świeżutką, bo wypuszczoną 2 listopada, serią opowiadającą o losach Clinta Bartona po Civil War II. Po przeczytaniu pierwszego zeszytu myślę, że nie jest niezbędnym wcześniejsze zapoznanie się z Civil War II, żeby zrozumieć historię opowiedzianą w tym komiksie, jednak bardzo istotny jest jeden fakt z tego eventu – Spoiler Alert! – Hawkeye zabił Hulka. Nie zamordował go z zimną krwią, nic z tych rzeczy, Bruce Banner poprosił Clinta, żeby ten ostatecznie powstrzymał go, jeżeli znów zamieni się w Hulka, wiedząc, że Hawkeye zrobi to, co będzie konieczne.
To tak słowem wstępu, dość dramatycznym muszę przyznać, ale musiałam to uwzględnić na samym początku, gdyż jest to motyw bardzo ważny, a sam Hawkeye często powraca myślami do tych wydarzeń. Z resztą, jest to swego rodzaju siła napędowa dla wydarzeń tej serii. Clint nie znalazłby się w tym miejscu, gdyby nie ta tragedia, która w tak znaczący sposób wpłynęła na niego, a może nawet zapoczątkowała nowy rozdział w jego życiu.
Nie powiedziałabym, że pomoc w samobójstwie przyjaciela (bo tak mniej więcej odbieram śmierć Bruce’a) złamała Bartona, zapewne zmieniła go na wiele sposobów, ale nie pozostawiła z niego wraku człowieka, nie doprowadziła do jakiegoś upadku moralnego czy szaleństwa. Jedna z rzeczy, która tak bardzo urzekła mnie w tym komiksie, to to, że możemy lepiej wejść w umysł głównego bohatera. Dopiero pączkująca intryga coraz bardziej kojarzy mi się z jego konfliktem z mafią, przedstawionym w serii Fractiona, i nie jest to z mojej strony żaden zarzut.
Nie odbieram tego jak powielania schematu i wykorzystywania sukcesu tamtej serii, bo chociaż schematycznie wydaje mi się to podobne (Hawkeye pomagający biednej, niezdolnej do stawienia oporu małej społeczności, której problemy są ignorowane przez system i resztę społeczeństwa.) to jednak przedstawione są w inny sposób. David F. Falcer jeszcze bardziej uzewnętrznił nam postać Clinta Bartona, pokazał jego punkt widzenia na sprawę z Hulkiem, to jak Clint radzi sobie z jej konsekwencjami, a w końcu jego przemyślenia na temat bieżącej sprawy. Jeżeli panowie Falcer i Pacheco pociągną to dalej na takim poziomie, dostaniemy kolejną genialną serię traktującą o dylematach moralnych, które spotykają nie tylko superbohatera, ale też zwykłego człowieka, bo tak właśnie mamy okazję zobaczyć Bartona.
Co się tyczy strony graficznej, to są za nią odpowiedzialni: Carlos Pacheco (ołówek), Rafael Fonteriz (tusz) oraz Sonia Oback (kolory) i jest to połączenie całkiem zgrabne. Chociaż jestem przyzwyczajona do bardziej minimalistycznego stylu w seriach z głównym udziałem Hawkeye’a, to komiks czytało mi się całkiem przyjemnie; nie ma jakichś dziwnych, niezrozumiałych przeskoków w kadrach, całość jest spójna i klarowna. Jedyną rzeczą, której za bardzo nie kupuję jest wygląd głównego bohatera – mam lekki dysonans pomiędzy Clintem przedstawianym w poprzednich seriach, a tym z Occupy Avengers. Zdaję sobie sprawię, że każdy artysta przedstawia postać w trochę odmienny sposób, bo każdy ma swój styl rysowania, jednak nowej odsłonie Clinta brakuje według mnie tego indywidualnego charakteru postaci, który zawsze zachowywał rysowany przez innych twórców, aczkolwiek jest to moja indywidualna opinia i można się z nią całkowicie nie zgodzić.
Czy polecam przeczytanie tego komiksu? Zdecydowanie tak! Sama się nie przejmuję moimi małymi zastrzeżeniami w obliczu tak dobrej całości. Twórcy nie sugerują czytelnikowi w jaki sposób ma odbierać postawę Clinta, ale przedstawiają różne punkty widzenia i dają miejsce na własne refleksje, poprzez ludzkość i „zwyczajność” Clinta możemy łatwiej poczuć więź z głównym bohaterem i wczuć się w jego sytuację. Z niecierpliwością czekam na następny zeszyt i mam nadzieję, że nie zawiedzie on moich oczekiwań.
Hail Hawkeye!
Autorka: Dircx